Trauma Maleńczuka
Muzyk doświadczył jej już w dzieciństwie na seansie w kinie.
"Pierwsza kinowa trauma, na którą zostałem narażony, wydarzyła się, kiedy miałem siedem lat. Zawsze w moim kinie Bajka chodziło się na bajki, lecz tego dnia wyświetlano akurat Krzyżaków" - wspomina.
"Byłem przerażony. Pamiętam siekierę wbitą w plecy. Od tamtej pory uważam, że rachunki nie zostały wyrównane. Jako chłopiec oglądałem westerny, ale tylko takie, w których lali się po pyskach. Nie lubię strzelaniny zza węgła" - powiedział w jednym z wywiadów.
Maleńczuk zapytany o występy artystów estrady na dużym ekranie, odparł: "Tylko dwa razy udało się trafnie obsadzić muzyków w polskim kinie: w Poniedziałku dobrze zagrał Bolec, a w Małżowinie ja. Właściwie to nie grałem, tylko byłem, ale ponoć najgorszy aktor świata, Robert Redford, twierdzi, że w filmie wystarczy być, zwłaszcza jeśli jest się nim".
"W Małżowinie zatem byłem i w ten sposób jedyny raz zaistniałem aktorsko. To dobry film, ale publika nie chciała tego oglądać".
Maleńczuk lubi kino, ma też swoich ulubionych aktorów: "Cenię Marcello Mastroianniego, Marlona Brando, Sophię Loren i wszystkich, którzy mogą się obrazić za to, że zostali pominięci w tej wyliczance" - żartuje muzyk.