"Trzeba było kraść, by przeżyć"
Robert Downey Jr. - niesforny aktor, od czasów szkoły średniej był na bakier z prawem. Kradł, imprezował i przez wiele lat walczył z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu. Niedawno zaczął powoli odbudowywać swoje życie.
Dzięki ukochanej żonie Susan, Robert Downey Jr. (45 l.) znowu święci triumfy w Fabryce Snów. Stara się też być lepszym ojcem dla swojego 17-letniego syna Indio, któremu kocha pokazywać świat...
Czy cieszy się Pan, że filmy z Pana udziałem znowu odnoszą wielkie sukcesy kasowe?
Robert Downey Jr.: - Owszem, teraz jestem na topie, ale nie wiem, jak długo to potrwa... Już słyszę szepty po kątach: "ciekawe, kiedy powróci do swoich starych przyzwyczajeń i zacznie ćpać, pić i rozrabiać"? Ale na razie, ku rozpaczy plotkarzy, jestem na liście najbardziej wpływowych ludzi na świecie według "Times'a"...
A czy dalej należy Pan do słynnego "gangu" z Hollywood?
Robert Downey Jr.: - Czy fakt, że chodziłem do tego samego liceum z łobuziakiem Charliem Sheenem i miałem problemy z prawem od razu czyni ze mnie złego chłopca? Hmmm... Gdyby się nad tym zastanowić, to fakt, jestem zły! (śmiech).
Czy był Pan pilnym uczniem?
Robert Downey Jr.: - Łatwo się rozkojarzałem, ale jakoś udawało mi się zdawać z klasy do klasy. Co nie przeszkadzało mi w wygłupach i pewnego rodzaju aktach wandalizmu w szkole, za co teraz bardzo przepraszam. Zbudowałem kiedyś z moich zeszytów specjalną katapultę na ślinę. Mogłem ją obsługiwać bez widocznego użycia rąk, więc nigdy mnie nie przyłapano. Za to zostałem zawieszony za bójki, co chwilowo przerwało moją szkolną karierę...
Po Nowym Jorku krążą o Panu legendy z czasów, gdy zaczynał Pan karierę aktorską.
Robert Downey Jr.: - Wtedy to były inne czasy, trzeba było kraść, by przeżyć. Z mojej pierwszej pracy w sklepie obuwniczym zostałem zwolniony właśnie z powodu kradzieży. Potem pracowałem w nocnym klubie. Do dziś nie wiem dokładnie na czym polegało moje zajęcie, ale dostawałem 10 dolców za godzinę i tyle koniaku, ile zdołałem wypić. A wtedy potrafiłem naprawdę dużo wypić...
Ale to wszystko już za Panem. Imprezuje Pan teraz rzadziej...
Robert Downey Jr.: - Rzadziej?! Raczej wcale. Balangi już mi się znudziły!
Nie brakuje Panu tego?
Robert Downey Jr.: - Czy mi nie żal, że nie jestem uwalony do nieprzytomności w jakimś zaułku, jak mi się to kiedyś zdarzało? No, może trochę (śmiech). Ale jak powiedziałeś, te czasy są już za mną. Zrezygnowałem z wszelkich używek, nawet papierosów i kawy.
- Proszę sobie wyobrazić, że kiedyś potrafiłem wypić potrójne espresso i pójść od razu do łóżka. Takie miałem zapotrzebowanie na ten kop adrenaliny, że bez niego nie potrafiłem zasnąć. A paliłem nawet biorąc prysznic, co jest nie lada sztuką...
Cały wywiad w magazynie "Na żywo"!
Rozmawiał: Bogdan Kuncewicz
(nr 3)