Tyszkiewicz: Macierzyństwo to udręka
Beata Tyszkiewicz lubi być niezależna, samodzielna. Nigdy nie okazuje swoich słabości. Bycie matką to dla niej... udręka.
Ma dwie córki, Karolinę Wajdę i Wiktorię Padlewską. Choć zawsze na pierwszym miejscu stawiała dom i starała się poświęcać swoim dzieciom jak najwięcej czasu, pytana, czym jest dla niej macierzyństwo, odpowiada wprost:
"Udręką. Od chwili narodzin dziecka trzeba kogoś kochać. Do końca życia, nieustannie. Nie mamy innego wyboru. To jest ciężka robota" - podkreśla w wywiadzie dla agencji MWMedia.
Jak mówi, nigdy nie rezygnowała z ról na rzecz rodziny. Do dziś gotuje swojej dorosłej już córce Karolinie obiady.
Miłość to "straszne obciążenie", "rodzaj zaraźliwej choroby". Zarówno w miłości, jak i w stosunkach rodzic-dziecko nie można - jej zdaniem - okazywać, jak bardzo nam na kimś zależy. "Jeśli się zdradzimy i uzewnętrznimy ten fakt, nasz partner czy dziecko będą nam wchodzić na głowię. Nie możemy na to pozwolić".
Ona sama, choć ma za sobą trzy małżeństwa, nigdy nie próbowała polegać na mężczyznach. Lubi zależeć wyłącznie od siebie. Stara się mieć do wszystkiego odpowiedni dystans.
"W gruncie rzeczy wiem, że mogę liczyć tylko na siebie i to mi odpowiada. Lubię być niezależna, samodzielna, mieć jasne stosunki z ludźmi. Dlaczego mam polegać na mężczyźnie, skoro jest równouprawnienie, skoro my, kobiety, walczymy o parytety?! Kobieta jest spełniona w momencie, gdy urodzi dziecko. A mężczyzna?".