Uniatowski mógł nie wyjść na scenę sopockiego festiwalu. Straszne, co działo się w jego domu
Sławek Uniatowski ma za sobą niełatwe chwile. W mediach społecznościowych opublikował niewiarygodnie smutną informację. Zanim w zeszłym tygodniu pojawił się na sopockiej scenie, dowiedział się, że właśnie płonie mu dom. Artysta był wstrząśnięty, ale nie zrezygnował z dania widzom niezapomnianego popisu...
Sławek Uniatowski (posłuchaj!) podczas "Top of the Top Sopot Festival 2023" wykonał dla widzów piosenkę Zbigniewa Wodeckiego. Niestety, mało kto ma świadomość, że podczas gdy w niego wpatrywały się tysiące widzów, w rodzinnym domu artysty dział się dramat, o którym... dobrze wiedział. Chwilę przed wyjściem na scenę mężczyzna otrzymał informację, że jego dom stanął w ogniu.
Na profilu wokalisty niedługo po wystąpieniu pojawiło się oświadczenie oraz relacja ze smutnego zdarzenia. Dzięki sąsiadom ogień udało się opanować, jednak Sławek najadł się niemało strachu.
"Spłonęła tylko część. Do wymiany mam częściowo elewację, okna, muszę wymieniać na nowo, w sypialni, dach z garażu, no i dach sąsiada. Na szczęście sąsiad był ubezpieczony. Miałem ten dom ubezpieczyć w tym tygodniu, ale nie zdążyłem, więc będę musiał ten burdel sam ponaprawiać" - wyznał.
Choć Uniatowski starał się zrelacjonować sytuację ze śmiechem na ustach, a nawet wrzucił kilka zabawnych przeróbek zdjęć z miejscem zdarzenia w roli głównej, to jednocześnie przyznał, że niemal doszło do tragedii. Podobno, gdyby informacja o pożarze została przekazana przez czujnych sąsiadów kilka minut później, nie byłoby czego ratować.
"Tuje płonęły, jakby zostały polane benzyną. Ja nie mam wrogów, raczej, chyba. Ludzie niespecjalnie wiedzą, gdzie mieszkam, całe szczęście. Spójrzcie, wszystko zwęglone, a ja w Sopocie cały na biało" - skwitował Sławek w mediach społecznościowych.
Artysta nie krył, że fani są w tej sytuacji ogromnym wsparciem. Ci dzielą się ciepłym słowem i dziękują, że ich ulubiony twórca, mimo ogromnego lęku, zdecydował się wyjść na scenę i zapewnić widowni muzyczną ucztę.
"W domu brak prądu, zimna woda, ale najbardziej brakuje muzyki" - podsumował Uniatkowski, jasno wskazując, co jest jego życiowym priorytetem.
Kariera Sławka Uniatkowskiego rozpoczęła się, kiedy zajął drugie miejsce w finale programu telewizji Polsat "Idol". Wcześniej grywał w lokalnych klubach i miał okazję współpracować ze Sławomirem Ciesielskim, perkusistą legendarnej grupy Republika.
To dzięki "Idolowi", po którym nagrał z Marylą Rodowicz utwór "Będzie to, co musi być" i wydanym na albumie "Kochać", udało mu się przebić do czołówki polskiego show-biznesu. Potem zniknął na jakiś czas z mediów, ale nie próżnował. Pracował nad swym warsztatem i koncertował.
Wiosną Uniatkowski 2015 wystąpił jako gość muzyczny w dwóch odcinkach programu Polsat "Dancing with the Stars. Taniec z gwiazdami", a w 2018 roku zaprezentował swój album "Metamorphosis".
Przez jakiś czas grał nawet w serialu "M jak miłość", gdzie wcielał się w postać Leszka Krajewskiego, zakochanego w Joasi granej przez Barbarę Kurdej-Szatan. Kiedy aktorka odeszła z serialu w atmosferze skandalu, również i Uniatowski został wykreślony ze scenariusza. Artysta skupia się dziś na muzyce i nie narzeka na brak obowiązków.
Czytaj też:
Uniatowski gęsto się tłumaczy. Internauci nie mieli dla niego litości
Sławek Uniatowski przez "wybryk" Barbary Kurdej-Szatan stracił pracę w TVP!