Urbańska skarży się na Józefowicza
Natasza Urbańska, choć w polskim show-biznesie osiągnęła już wiele, przyznaje, że wciąż czuje się gorsza.
"Nie muszę nikomu niczego udowadniać" - mówi w wywiadzie dla "Gali". Natychmiast jednak poprawia się:
"Tylko Januszowi w dalszym ciągu chcę udowadniać, ile jestem warta. On jest jedyną osobą, która patrzy na mnie tym srogim wzrokiem i wytyka mi błędy i potknięcia: 'Ale Natasza, ten dźwięk tu i tam jest niedobry, źle zaśpiewałaś... Chcesz grać główną rolę i takie coś mi wykonujesz?!'. W tym momencie mam serce w gardle i myślę: 'Dobra, biorę się za siebie'" - wyznaje tancerka i piosenkarka.
Skąd w niej tyle niepewności? Wydaje się, że przyczyny należy szukać w Januszu Józefowiczu. Natasza nie kryje, że zakochała się w nim jako nastolatka. Był jej idolem i mistrzem, robiła wszystko, by zyskać uznanie w jego oczach w Teatrze Buffo. Doczekała się dopiero po latach.
"To mi zajęło 6 - 7 lat, zanim dostałam szansę, malutką solówkę, na chwilkę mogłam wziąć mikrofon do ręki" - wspomina.
Dziś chętnie przyjmuje nowe wyzwania, ale wciąż myśli przede wszystkim o tym, co powiedziałby na to jej mąż. Kiedy Jerzy Hoffman zaproponował jej główną rolę w "Bitwie Warszawskiej 1920", nie mogła uwierzyć. Pochwały z ust reżysera także wydawały jej się podejrzane:
"Jest dobrze, Nataszek. Jakby coś było nie tak, to ja bym ci powiedział. Jest dobrze" - mówił Hoffman. Ona odpowiadała: "Jak to jest dobrze?! To jest niemożliwe!".
Teraz wie, że inne autorytety w artystycznym świecie ją cenią. Gdyby jeszcze tylko Janusz czasem spojrzał na nią mniej krytycznym okiem...
MH
(nr 17)