Reklama
Reklama

Urbańska spowiada się z porodu

Nie musieliśmy długo czekać. Siedem tygodni po porodzie Natasza Urbańska ma już za sobą obszerny wywiad oraz intymną sesję zdjęciową z dzieckiem do kolorowego magazynu.

W najnowszym numerze "Vivy" Natasza Urbańska zdaje obszerną relację ze swojej akcji porodowej, która miała miejsce 12 grudnia ubiegłego roku. Wywiad jest mdły, nudny i nieprawdopodobnie wręcz przewidywalny.

Dowiadujemy się, że Kalina, córeczka Nataszy i Janusza, jest małym aniołkiem - jest cicha, grzeczna, sypia po 10 godzin etc. Urbańska rzecz jasna opowiada o macierzyństwie, które w jej wersji ma same blaski. Aby konwencja została podtrzymana, nie zabrakło także opowieści o ciężkim porodzie:

"Kiedy zaczęły się skurcze i pojechaliśmy razem do szpitala, byłam ciągle przekonana, że ten poród to nic takiego strasznego. Pocieszałam się w duchu: Natasza, jesteś taka wysportowana, masz wyćwiczone mięśnie, pójdzie jak po maśle. Weszłam do szpitala uśmiechnięta od ucha do ucha. Bolało, ale nie tak bardzo, można było wytrzymać".

Reklama

"Była trzecia rano. Zaspane pielęgniarki popatrzyły na mnie spod oka i zapytały: A pani taka radosna na poród?. I potem się zaczęło. Skurcze były coraz silniejsze. Lekarz chciał mi wbić igłę w kręgosłup, żeby mnie znieczulić, a ja z nerwów cała się trzęsłam. (...) I wtedy podszedł do mnie Janusz. Łamiącym się, przerywanym głosem poprosiłam go, żeby mi pomasował łydki."

"Potem spojrzałam na niego błagalnie i powiedziałam: Zrób coś. I wtedy Janusz zrobił rzecz niesamowitą. Masując mi nogi, zapytał najnormalniejszym w świecie tonem: Słuchaj, Natasza, zapomniałem cię zapytać, gdzie położyłaś jedzenie dla psa. Jak wrócę do domu, to przecież muszę nakarmić Polę, a ty miałaś jej coś przygotować."

"Byłam tak zdenerwowana, że w pierwszej chwili zupełnie nie spostrzegłam, że on to zrobił celowo. Zapomniałam o szpitalu i porodzie i zaczęłam mu tłumaczyć: Na górze w lodówce, na talerzu, leżą pokrojone kawałki kurczaka. Jak wrócisz, to daj jej to, tylko pamiętaj, nie za dużo. Mówiąc to, nagle zauważyłam, że już wcale się nie trzęsę, że się zupełnie uspokoiłam. I wtedy zrozumiałam, że tylko przy nim czuję się bezpiecznie i że muszę mieć go przy sobie cały czas."

Drogie czytelniczki, wyobrażacie sobie, że opowiadacie takie rzeczy NIE swojej najlepszej przyjaciółce, a zaproszonej do domu dziennikarce, która wkrótce opublikuje Wasze słowa na łamach czasopisma?

Co ciekawe, Natasza musiała prosić Józefowicza, żeby nie zostawiał jej samej podczas akcji porodowej:

"Protestował, ale to nic dziwnego" - Urbańska próbuje usprawiedliwić męża.

"Po pierwsze, zupełnie nie był na to przygotowany, a po drugie, sam bardzo się bał. To zrozumiałe. Kiedy mu powiedziałam: Janusz, chcę, żebyś był przy porodzie, zbladł i powiedział: Ale dlaczego, przecież mówiłaś, że wcale tego nie chcesz. Potem zaczął się wykręcać, że przecież nie ma ubrań, ale pielęgniarka szybko przyniosła mu odpowiedni strój. Klamka zapadła".

Viva
Dowiedz się więcej na temat: Natasza Urbańska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy