Urszula: Boję się tego, co mamy teraz
Urszula (60 l.), jedna z najbardziej znanych polskich wokalistek, opowiedziała, jak sobie radzi w okresie narodowej kwarantanny. Artystka boi się, że wyląduje w szpitalu i będzie leżeć sama w zamknięciu. Pierwszy raz opowiedziała również o swoich synach: starszym Guciu Zybowskim i młodszym Szymonie Kujawskim. Najmłodszy, niestety, niechętnie garnie się do nauki.
Jak pani sobie radzi z życiem w izolacji?
- Na razie bardzo spokojnie. W dobrej kondycji i z humorem. Nasz dom jest położony niemal w lesie. Wychodzę na zewnątrz, mam taras, drzewa... Jestem domatorem, więc nie dotknęło mnie to aż tak mocno, jak ludzi, którzy żyją w centrum miasta.
Na co pani poświęca ten nadmiar wolnego czasu?
- Celebruję codzienność, to są takie zwyczajne czynności, jak choćby gotowanie. Samo jedzenie też daje więcej radości, odbywa się z większą uwagą.
Domownicy pani pomagają?
- Chłopaki robią sobie grzanki albo tosty. Nic nie gotują, ale są bezproblemowi, jeśli chodzi o posiłki. Ostatnio, jak zrobiłam schabowe, byli przeszczęśliwi.
Jak w tej sytuacji udaje się pani dbać o urodę? Fryzjerzy i kosmetyczki przecież nie pracują...
- Bez przesady. Może kupię farbę do włosów, żeby odrosty sobie przykryć... Mam swoje, naturalne paznokcie, rzęsy też. Na szczęście więc nie jestem od nikogo uzależniona w tym zakresie.
Pomaga pani młodszemu synowi w nauce?
- Ostatnio zmusiłam swojego 16-latka, żeby przeczytał historię, bo go trochę męczy. Ja ją bardzo lubię. Z innymi przedmiotami Szymon sam daje sobie radę. Kształci się w technikum elektroniczno-technicznym na kierunku automatyka. Tam są głównie przedmioty ścisłe, komputeryzacja...
Co z drugim synem? Czytaj dalej na następnej stronie...
Pani starszy syn Piotr mieszka ze swoją rodziną.
- Ale tylko dwie ulice dalej. Teraz z partnerką szczególnie dbają o siebie, bo wychowują małe dziecko. Dobrze mieć ich blisko. Gucio - bo tak go nazywamy - jest człowiekiem czynu, trudniej znosi izolację. Wymienił już trawę kładzioną na podwórku, powycinał drzewa, robi wokół siebie porządki...
A jak czuje się pani w roli babci?
- Super! Choć teraz, przez pandemię, żyjemy na odległość. Marysia od początku ma ze mną dobrze. Jestem taką babcią od przytulania i dawania buziaczków. Oddaję jej całą siebie. Podobno ona jest taka grzeczna tylko u mnie, w domu to rozrabiaczka.
Synowie zwierzają się pani ze swoich tajemnic?
- A skąd! Ani jeden, ani drugi, ani nawet mąż. Mam takich facetów wokół siebie, którzy nie dzielą się ze mną wszystkimi sekretami. Są otwarci, gdy mówią o bieżących sprawach, ale żeby coś opowiedzieć o swoich najgłębszych tajemnicach, to już nie.
Obawia się pani upływającego czasu?
- Boję się tego, co mamy teraz. Czy służba zdrowia da radę opiekować się chorymi. O to jest ten strach. I że można trafić na oddział i leżeć samemu w zamknięciu, a samotność w chorobie to jest najgorsza rzecz.
Rozmawiała: Lena Jaret