Reklama
Reklama

Uwielbiany celebryta miał wypadek samochodowy Krakowie. O to oskarża własnego menadżera

Fani programu "Czas na show. Drag me out" z zupełnie niespodziewanego powodu mieli dosyć emocjonujący weekend świąteczny. Wszystko za sprawą afery, która wybuchła wokół jednego z gwiazdorów show TVN-u. Kamil Szymczak w wielkanocną sobotę doniósł o wypadku, do którego doszło z jego udziałem. Właśnie opublikował w tej sprawie kolejne oświadczenie. Nie gryzie się w język.

Kamil Szymczak podniósł ciśnienie polskim internautów, gdy kilka dni temu opublikował w swoich mediach społecznościowych serię niepokojących postów. Wynikało z nich, że uczestnik "Drag Me Out" brał udział w wypadku samochodowym, do którego doszło na Zwierzyńcu w Krakowie. Młody celebryta na szczęście wyszedł ze zdarzenia bez szwanku, ale nie miał zamiaru zostawić sprawy bez reakcji. Tym bardziej, że w kolizji brał udział również jego menadżer.

Reklama

Wypadek znanego influencera w Krakowie

Obaj panowie zabrali publicznie głos, próbując wyjaśnić sytuację ze swojej perspektywy. Jako pierwszy przemówił Szymczak, który w swojej wiadomości położył silny nacisk na ucieczkę sprawcy z miejsca zdarzenia. Przy okazji wyjawił też, że od tygodni jest skonfliktowany z menadżerem i kontaktuje się z nim tylko za pomocą prawnika.

"Warto zaznaczyć, że (...)  sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, unikając konfrontacji z konsekwencjami swojego czynu. Zdecydowałem się podjąć wszelkie możliwe kroki prawne, aby zapewnić bezpieczeństwo dla siebie i mojego otoczenia. Chciałbym podkreślić, że moja decyzja o publicznym ujawnieniu tych faktów nie była łatwa, ale uważam, że jest to konieczne dla ochrony również innych osób (...). Proszę o wasze zrozumienie w tym trudnym czasie" - napisał gwiazdor.

Grzegorz Grata nie pozostał dłużny swojemu byłemu (?) klientowi. Potwierdził przy okazji, że faktycznie był kierowcą pojazdu, lecz opisał całe zdarzenie w zupełnie inny sposób: ""Informacyjnie. Kierowcą samochodu byłem ja. Kolizja polegała na tym, że przyhamowałem, a Kamil nie wyhamował. Nikomu nic się nie stało (...) Jako dorosły człowiek nie ma jaj wyjść z samochodu i sprawdzić, czy nikomu nic się nie stało!" - wyjaśnił na Instagramie.

Kamil Szymczak mocno krytykuje menadżera. Znów zabrał głos

Obserwowany przez miliony użytkowników na TikToku Kamil Szymczak najwyraźniej uznał, że jego wersja nie przebiła się wystarczająco do świadomości publicznej. Dlatego w środę opublikował kolejne, tym razem podobno zarazem ostatnie, oświadczenie w sprawie wypadku z soboty wielkanocnej. Jak zaznaczył, chce "uciąć spekulacje oraz zostawić resztę sprawy do rozwiązania odpowiednim służbom".

"W dniu zdarzenia pan G. oskarżył mnie o brak hamowania i celowe wjechanie w jego samochód. Następnie, po opublikowaniu mojego wideo z przebiegiem całej sytuacji, Pan G. stwierdził jednak, że cała sytuacja była przeze mnie zaplanowana w celu zwiększenia zasięgów, sugerując, że wiem, jak wyprowadzić jego osobę z równowagi (...) Nie wdawałem się z nim w dyskusję dla własnego bezpieczeństwa, nie chcąc zaostrzać konfliktu. Pan G. natomiast, nie panując nad emocjami, doprowadził do kolizji, a następnie uciekł z miejsca zdarzenia (...) Kategorycznie zaprzeczam wszelkim oskarżeniom, w tym dotyczącym działalności na szkodę spółek" - zaznaczył celebryta.

Można się domyślić, że to jeszcze nie koniec publicznej odsłony tej kontrowersyjnej sprawy. Na razie czekamy, czy dojdzie do procesu. Wydaje się to nieuniknione, ale odpowiednie organy wciąż badają szczegóły zajścia.

Zobacz też:

TVN zabrał głos w sprawie Seweryna. Mocne oświadczenie

Zwolniona gwiazda TVN-u znalazła nową pracę. Duże zaskoczenie

Kamil Szymczak wyjawił, jak zdobył popularność. Co za słowa

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: "Drag Me Out"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy