Villas była uzależniona od pemoliny
Piosenkarka latami przyjmowała stymulującą substancję psychoaktywną o działaniu podobnym do amfetaminy. Do tego alkohol. To zrujnowało karierę i życie Violetty Villas.
Diwa polskiej piosenki w szczytowym momencie swojej kariery, za namową lekarza, zaczęła przyjmować środki pobudzające - donosi "Fakt".
"Według bliskich jej osób była to m.in. pemolina. Lek o działaniu podobnym do amfetaminy, całkowicie legalny, sprzedawany na receptę" - czytamy w tabloidzie.
Uzależnienie od substancji psychoaktywnym spowodowało, że Villas dwa lata temu znalazła się w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu twierdziła, że za jej kłopoty odpowiedzialne są... służby specjalne.
Krzysztof Gospodarek, syn piosenkarki, uważa, że jego matka nie była przygotowana na tak wielką popularność, jaka ją spotkała. Uciekała w używki. W końcu się uzależniła. Przyszła choroba psychiczna:
"Myślę, że nienawidziła samej siebie, ponieważ okazała się za słaba wobec uzależnienia. Od używek. Alkohol zaczął się później" - mówi syn gwiazdy w wywiadzie dla "Vivy".
"Nie mogę opowiedzieć ze szczegółami, co się z nią działo. Lekarze to wiedzą. W każdym razie walczyła, bardzo cierpiała, chciała się wyleczyć, w samotności, bez niczyjej pomocy z zewnątrz, co jakiś czas jej się to udawało. Niestety, potem znowu wracała do swoich używek. Wtedy zaczął się jej ostry zjazd w dół. Zrywane koncerty, niedotrzymywanie umów i terminów".
Gospodarek twierdzi, że jego matka jest obecnie cieniem człowieka: "Nie ma żadnego majątku, jest kompletnie zrujnowana. Ona musi być leczona, ale bez jej zgody nic nie mogę zrobić".
Elżbieta Budzyńska, gosposia Villas, uważa, że z piosenkarką jest wszystko w porządku i nie potrzebuje ona opieki lekarskiej.
"Będzie to zbiorowe zabójstwo" - ostrzega syn diwy.