Villas ponownie zniknęła
Diwa polskiej piosenki, Violetta Villas, nie daje znaku życia. Nikt nie wie, jak gwiazda spędziła swoje 71. urodziny.
Kontrowersje wokół piosenkarki rosną z roku na rok. Kilka miesięcy temu wyszło na jaw, że gwiazda przed laty uzależniona była od pemoliny, substancji psychoaktywnej o działaniu podobnym do amfetaminy.
Uzależnienie spowodowało, że Villas dwa lata temu znalazła się w szpitalu psychiatrycznym. Po wyjściu twierdziła, że za jej kłopoty odpowiedzialne są... służby specjalne. 10 czerwca, w dniu 71. urodzin diwy, jej dom w Lewinie Kłodzkim był zamknięty . Z furtki zniknął dzwonek, a telefon jej gosposi i jedynej spadkobierczyni, Elżbiety Budzyńskiej, nie odpowiadał.
Sąsiedzi od dawna nie widzieli gwiazdy, martwią się nawet, czy Villas wciąż żyje. Za zły znak uznają nieobecność na procesji Bożego Ciała.
"Od dawna nie widujemy jej w kościele w niedziele i święta. To zaskakujące, gdyż Violetta Villas jest głęboko wierzącą katoliczką i nie opuściłaby bez powodu procesji" - mówi osoba z plebanii magazynowi "Twoje Imperium".
Mieszkańcy Lewina Kłodzkiego zastanawiają się, co mogło się stać: "Pani Violetty od dawna nie widujemy. Czasami tylko przemknie samochodem jej przyjaciółka. Nie mamy pojęcia, czy piosenkarka wciąż żyje" - mówią.
Jak dowiedział się magazyn, władze gminy porzuciły wizję utworzenia centrum kultury im. Violetty Villas, nie chcą również ujawniać aktualnego stanu prawnego gruntu, na którym stoi posesja piosenkarki.
Z diwą nie udało się skontaktować również Michałowi Wiśniewskiemu, który gościł kiedyś Violettę na Wigilii:
"Pani Villas zerwała kontakt z Michałem , ale jego oferta pomocy jest wciąż aktualna" - mówi agentka gwiazdora. "W dalszym ciągu czekamy na jej ruch" - dodaje.
Syn piosenkarki, Krzysztof Gospodarek, jest głęboko zaniepokojony, od dawna nie ma żadnych wieści od matki: "Chciałbym złożyć mamie życzenia, lecz nie wiem, gdzie ona jest" - martwi się.
Przypomnijmy, że Prokuratura Krajowa umorzyła śledztwo w sprawie popełnienia przez Budzyńską przestępstwa. Syn diwy chciał, by prokurator sprawdził, pod jaką opieką jest jego matka i czy w ogóle jest pod opieką lekarską.
"To jest niebywałe. Przecież wszyscy: sąsiedzi, dziennikarze i urzędnicy w Lewinie Kłodzkim wiedzą, że mamie dzieje się krzywda. Że z trudem się porusza, że jest bardzo chora. Zastanawiam się nawet, czy ona żyje, bo nie mam z nią żadnego kontaktu.
Z prokuratury otrzymałem pismo, że lekarz zbadał mamę, że biegli oglądali jej dom i że nie ma podstaw do dalszego postępowania, dlatego je umarzają. Nawet mnie nie poinformowali o możliwości odwołania się od tej decyzji" - żalił się załamany Gospodarek.