Villas żali się na facetów
"Mężczyźni nie potrafią zapewnić kobiecie bezpieczeństwa i dobrego życia" - twierdzi Violetta Villas.
71-letnia piosenkarka na łamach "Faktu" podsumowuje swoje życie uczuciowe. Jej zdaniem trudno jest znaleźć czystą, prawdziwą miłość. Mimo że mogła mieć każdego mężczyznę, większość swojego życia spędziła samotnie. "Zbyt często szłam na kompromisy, aż w końcu powiedziałam dość" - przyznaje.
Pierwszy raz wyszła za mąż w wieku szesnastu lat. Starszego o jedenaście lat partnera, porucznika wojsk pogranicza, znalazł jej... ojciec. Ze związku narodził się syn Krzysztof. W 1957 roku Villas wyjechała kształcić się do Szczecina, zostawiając męża.
Z kolejnym mężczyzną, poznanym w Chicago biznesmenem Tedem Kowalczykiem, związała się dopiero po trzydziestu latach, w połowie lat 80.
Na weselu, trwającym pięć dni, bawiło się 1500 gości. Panna młoda zaprezentowała się w 21 kreacjach, a nagranie z wesela wydane zostało na kasecie VHS. Państwo młodzi miesiąc miodowy spędzili w Honolulu. Po ślubie Villas miała być dyrektorką nowo powstałego teatru rewiowego, który gościłby artystów z Europy. Realizacja tych planów nigdy jednak nie doszła do skutku.
Po roku para rozstała się. Piosenkarka powróciła do kraju. Były mąż artystki udzielał wielu wywiadów w polonijnej prasie, zarzucając Violetcie m.in. wielogodzinne modły i większe zamiłowanie do zwierząt niż seksu.
Ona nie wypowiadała się publicznie, twierdząc, że znowu zawiodła się na ludziach. Po latach w programie telewizyjnym Krzysztofa Ibisza wyznała: "Źle zrobiłam, że tak szybko uwierzyłam" i wybrała samotne życie.
"Nie odpowiada mi taka miłość na pół gwizdka" - tłumaczy dzisiaj. "Wszyscy się dziwią, dlaczego żyję w otoczeniu zwierząt. To proste, tylko zwierzęta kochają nas bezinteresownie i pomimo wszystko" - dodaje.