Reklama
Reklama

Wacław Kisielewski: Tragiczną śmierć przepowiedziała mu Cyganka!

Wacław Kisielewski (†43 l.) razem z przyjacielem – Markiem Tomaszewskim – przez 20 lat tworzył znany na całym świecie duet fortepianowy "Marek i Wacek". Niewiele osób wie, że największą miłością artysty wcale nie była muzyka, ale... poker i ruletka!

Wacław Kisielewski znany był wszystkim melomanom w Europie jako wirtuoz fortepianu i połówka duetu "Marek i Wacek" (posłuchaj!). 

Doskonale znali go też krupierzy pracujący w kasynach w modnych europejskich kurortach - Monte Carlo i Baden-Baden. To właśnie tu Wacek wydawał wszystkie swoje pieniądze, grając w pokera lub ruletkę... To tu czuł się najszczęśliwszy!

Jedna z życiowych partnerek Wacława Kisielewskiego - tancerka Krystyna Mazurówna (byli przez siedem lat zaręczeni) - z rozrzewnieniem wspomina wieczór, gdy ukochany zadzwonił do niej z niemieckiego uzdrowiska słynącego m.in. z ekskluzywnego kasyna, żeby zapytać, jaki kolor lubi najbardziej. 

Reklama

"Mróweczka", bo tak Wacek nazywał Krystynę, odpowiedziała, że czerwony. Okazało się, że Kisielewski poprzedniej nocy wygrał fortunę i postanowił kupić jej porsche. 

Z pewnością by dotrzymał słowa, gdyby nie fakt, że była niedziela i z wizytą w salonie samochodowym musiał poczekać całą dobę. Niestety, zanim w poniedziałek wstało słońce, nie miał już ani grosza.

"Wszystko przegrał" - wspomina Mazurówna i dodaje, że zdarzało się jej, gdy była z Wackiem, głodować, bo wszystko, co mieli, przegrywał w karty!

O uzależnieniu Wacława Kisielewskiego od hazardu pisał nawet jego sławny ojciec - Stefan Kisielewski. 

W swoim "Dzienniku" pod datą 4 stycznia 1968 roku wspomniał, że martwi go pociąg syna do pokera i ruletki.

"Wacek dzwonił... Zdaje się, że całą forsę z pięknej podróży przerżnęli w Baden-Baden" - napisał legendarny Kisiel.

Krystyna Mazurówna nie kryje, że jej związek z Wackiem rozpadł się z powodu hazardu i... alkoholu, którego zdarzało się pianiście nadużywać.

"Hazard był w jego życiu zawsze. To była jedyna rzecz, o którą byłam zazdrosna. Tylko przy pokerze pojawiał się w jego oczach błysk. Drżał z podniecenia tylko przy stole z ruletką, gdy obstawiał" - twierdzi tancerka.

Wacław Kisielewski uwielbiał ruletkę. Zawsze odstawiał tak samo: 26, czarne, parzyste. Podobno prowadził skrupulatny wykaz swoich przegranych w kasynach, ale nikomu nigdy tych notatek nie pokazał...

"Jego miłość do hazardu była miłością straszliwie nieodwzajemnioną, nie znałem nikogo więcej, kto grywałby z takim zapałem, mając tak niewiele szczęścia" - napisał o nim Lucjan Kydryński w książce "Marek i Wacek - historia prawdziwa".

Marek Tomaszewski wspominał wiele lat po śmierci przyjaciela, że kiedy on inwestował zarobione pieniądze w nieruchomości, Wacek hulał w kasynie w Baden-Baden, gdzie miał swój "złoty żeton" i raz nawet rozbił bank (tak przynajmniej opowiadał znajomym).

Wacław Kisielewski miał też słabość do pięknych kobiet, którym uwielbiał imponować... 

Pewnego dnia, a było to 24 maja 1986 roku po koncercie w Wilhelmsbad pod Frankfurtem (jak się okazało - ostatnim w karierze), Wacek popłynął ze swoją narzeczoną - ówczesną wicemiss Mazowsza, Magdą Jankowską - na wycieczkę na wyspę Sylt leżącą u wybrzeży Danii.

"Wrócił roztrzęsiony. Cyganka na Sylcie przepowiedziała mu śmierć" - opowiadał Marek Tomaszewski w książce "Kisielewski" Mariusza Urbanka.

Z opowieści Wacka wynikało, że wróżka powiedziała mu, iż wkrótce zginie w wypadku samochodowym...

Dwa miesiące później już nie żył.

9 lipca 1986 roku siedział na przednim siedzeniu auta kierowanego przez poznanego poprzedniej nocy w Zielonym Barze w hotelu Victoria Grzegorza Gąskiewicza, który chciał mu zaimponować możliwościami swojego nowego saaba i przy prędkości 120 kilometrów na godzinę stracił panowanie nad pojazdem. 

Samochód koziołkował, a Wacław Kisielewski wyleciał przez przednią szybę i stracił przytomność. 

W szpitalu w Wyszkowie, do którego go przewieziono, okazało się, że doznał złamania podstawy czaszki, stłuczenia pnia mózgu i wielu innych obrażeń. Zmarł 12 lipca. 

Dopiero później okazało się, że sprawca wypadku był pijany... Nic mu się nie stało. Został aresztowany, ale po wpłaceniu kaucji w wysokości 18 tysięcy dolarów wypuszczono go na wolność. Wyjechał do Francji i nigdy nie wrócił.

***

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy