Walewska o swojej chorobie: Nie tak łatwo z nią wygrać
Małgorzata Walewska (47 l.) trzy lata temu zasłabła na premierze "Carmen" w Operze Krakowskiej. Choć wróciła już do pełni sił, nadal nie rozstaje się z lekami...
Swój dramat artystka wspomina tak: "Tuż przed wyjściem na scenę moje serce zaczęło bić nierytmicznie. Czasem arytmia sama ustępowała, ale nie w tym przypadku. Wysiłek na scenie zakończył się obrzękiem płuc i utratą przytomności.
Trzy dni spędziłam na intensywnej terapii w szpitalu uniwersyteckim w Krakowie. Następnie w Aninie pomyślnie przeszłam drugi, jak się potem okazało, niepotrzebny, wielogodzinny zabieg kardiologiczny". Diagnoza potwierdzona została dopiero po roku: borelioza.
Dziś Walewska czuje się lepiej niż przed chorobą i, jak mówi, "jest w szczytowej formie". Woli jednak dmuchać na zimne.
"Nie jest tak łatwo wygrać z boreliozą. Największym sukcesem jest właściwa diagnoza, która wcale nie jest prosta. Dlatego trzy testy nie ujawniły choroby i dopiero za czwartym razem udało się złapać winowajcę" - opowiada.
"Przeszłam czteromiesięczną kurację antybiotykową czterema różnymi lekami w końskich dawkach. Jak wyniki się pogarszają, biorę znów leki" - mówi "Życiu na Gorąco".
Zdrowie i energia są jej potrzebne - prócz sceny, która jest jej największą pasją, ma jeszcze własny hotel pod Warszawą, w który dawno temu całe oszczędności zainwestował jej ojciec.