Reklama
Reklama

Weronika Ciechowska: Jak dziś żyje córka Grzegorza Ciechowskiego?

Odejście ojca z domu wstrząsnęło jej światem. Była jego szczęściem, a potem wszystko się zawaliło...

"Chodź tu, Jedyna, którą muszę kochać przez całe życie" - napisał dla swojej małej córeczki lider zespołu Republika, Grzegorz Ciechowski.

Nazwał ten utwór "Piosenka dla Weroniki" (sprawdź!). Chciał, by zawsze wiedziała, że zajmuje najważniejsze miejsce w sercu tatusia.

Przyszła na świat w 1987 roku, u szczytu jego kariery. Kilka lat wcześniej związał się z jej matką, aktorką Małgorzatą Potocką.

Reklama

- Byłem prowincjonalnym chłopakiem z Torunia, którego w wielki świat wprowadziła kobieta - powiedział o życiowej partnerce.

Pojawienie się Weroniki stało się ukoronowaniem ich uczucia. Ojcostwo dodawało muzykowi skrzydeł. Sława, bankiety go nie interesowały, był domatorem.

- Robił dla córki kaszkę, kąpał w wanience, przewijał. Wszystko sam − wspominała ten czas Anna Skrobiszewska, ówczesna niania Weroniki (33 l.).

Fanka Ciechowskiego, zbliżyła się do rodziny idola. W końcu poprosili, by pomogła im przy małej. Zamieszkała razem z nimi.

Grzegorz był rodzinnym człowiekiem. W święta przebierał się za Mikołaja i sam wybierał prezenty.

Wystąpił z córką w "Szansie na sukces", śpiewając wspólnie kolędę. Marzył, że kiedy dorośnie, nagrają razem płytę.

Coraz częściej myślał o Ani, która z oddaniem i troską zajmowała się jego córeczką. Wkrótce zostali kochankami.

Ciechowski bał się reakcji Małgorzaty i tego, jak cała sytuacja odbije się na siedmioletniej dziewczynce, dlatego długo ukrywali uczucie.

- Dla Grzegorza najważniejsze było dobro Wery, którą szaleńczo kochał. To o nią się bał - przyznaje Anna.

Wszystko pękło w 1994 roku. Ona dostała zieloną kartę i wyjechała do USA. Stęskniony Ciechowski ruszył za nią i poprosił o rękę.

Po powrocie rozstał się z Małgorzatą, a małej Weronice zawalił się świat. Nie rozumiała, co się dzieje.

Taty, który nauczył ją nazywać świat "to jest noc, to jest dzień, to jest biel, a to czerń", nagle zabrakło.

- Odliczałam czas do piątku, abym mogła pojechać do niego na weekend do Kazimierza - wspominała.

Miał nowy dom, kolejne dzieci: Helenę (25 l.), Bruna (24 l.). Bywała u nich często, wszak nadal ją kochał.

Gdy miała 12 lat, podarował jej konia, Pita. Dwa lata później nagle zachorował i, tak jak w piosence, "nie miał takiej siły, by ochronić" ani siebie, ani ją.

Tuż przed operacją tętniaka serca podpisał testament. Zgodnie z nim pierworodna nie dostała nic.

− Zrobił to po wpływem leków ograniczających jego świadomość - tłumaczyła potem jego zachowanie Małgorzata Potocka.

Nastoletniej Weroniki nie obchodził wtedy krzywdzący ją zapis. Kochała ojca bezgranicznie, była w szoku, że zmarł.

Po jego odejściu nadal odwiedzała macochę w Kazimierzu, by jeszcze przez chwilę łudzić się, że wszystko jest tak samo. Z przyrodnim rodzeństwem jeździła na wakacje.

Dopiero gdy dorosła, zrozumiała, co się wydarzyło i co straciła. Wyjechała do Ameryki, tam rozpoczęła dorosłe życie.

Zabrała ze sobą konia, jedyną pamiątkę po tacie. Koszty przewozu były ogromne, musiała jej pomóc siostra ze strony matki.

Mijały lata, dziś z rodzeństwem i wdową po Grzegorzu Ciechowskim nie utrzymuje kontaktu.

Żałuje, że ojca nie było przy niej, gdy w ubiegłym roku brała ślub. To mama poprowadziła ją do ołtarza.

Pielęgnuje pamięć o Grzegorzu, dba o jego spuściznę, choć nie ma do niej praw. Wierzy jednak mocno, że ją kochał i tylko to się liczy.

- Jest ta piosenka, która została napisana tylko dla mnie - podkreśla Weronika.

***

Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd:

Dobry Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Weronika Ciechowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy