Widawska: Do dziś nie wiadomo, co mi jest
"Wykluczono problemy hematologiczne, onkologiczne. W tej chwili wszystkie badania wskazują, że jestem zdrowa. Ale... czasem przebiega mi przez głowę krótka myśl: a może siedzę na bombie? Może znów choroba wróci?" - mówi aktorka.
Daria Widawska ma za sobą ponad dwumiesięczny pobyt w czterech szpitalach, na pięciu oddziałach...
"Mój stan był bardzo poważny i tego nie ukrywam. Ale księdza do mnie nie wzywano. Odkąd w grudniu trafiłam do szpitala, do marca, kiedy wyszłam do domu, lekarze nie postawili żadnej diagnozy. Leczono tylko objawy, a nie przyczynę mojej choroby. Do dziś nie wiadomo, co mi jest" - mówi aktorka w rozmowie z "Vivą".
"Zrobiono wszystkie badania. Nawet pobrano szpik kostny. Boli strasznie. Myślałam, że tego nie przetrwam. Calutką mnie prześwietlono. Z głową na szczęście wszystko w porządku".
Po miesiącu pobytu na oddziale zakaźnym, potem chirurgii i hematologii, wyniki się poprawiły i Daria Widawska wyszła do domu. "Wróciłam z radością. Miałam się tylko meldować na kontrole (...). Za nic nie chciałam znów iść na oddział. Ale musiałam. Zaczęłam kłaść się z bólem, a potem razem z nim wstawać. W końcu nie mogłam już usnąć. Ani zebrać myśli, był tylko tępy, świdrujący ból kości. I nic nie przynosiło ulgi. A potem doszła gorączka, czterdzieści stopni".
Widawską przez cały czas wspierali najbliżsi. "Przez ponad dwa miesiące, nie jadłam szpitalnego jedzenia. Miałam zawsze domowy obiad. Przynoszony na zmianę przez dziewczyny lub moją teściową. Nie mogłam czytać książek, ale oglądałam filmy. Obejrzałam trzy sezony Gotowych na wszystko i opowiadający o chirurgach plastycznych Bez skazy. Kiedy już mogłam, siedziałam z telefonem w dłoni i nic tylko odpisywałam na SMS-y albo rozmawiałam. Kontakt z ludźmi naprawdę dodawał mi sił".
"Ubyło mi siedemnaście kilo. Tylko jakoś nie potrafię się tym na razie cieszyć. Jak dziś spoglądam wstecz, te dwa koszmarne miesiące były zaledwie tygodniem, choć na oddziale czułam, że mija wieczność. Ale wyszłam, siedzę w domu, czytam rolę, bawię się z synem i natychmiast zapominam o tym, co złe. To już daleko za mną".