Widzieli Urbana chwilę przed śmiercią. Mówią, jaki widok zastali w jego domu
Jerzy Urban zmarł 3 października w wieku 89 lat. Bez wątpienia był jedną z bardziej kontrowersyjnych postaci w naszym kraju. Od pewnego czasu jednak nie pojawiał się w mediach, przestał pisać felietony do "Tygodnika NIE", bo jego stan już mu na to nie pozwalał, a ostatnie miesiące spędził przykuty do łóżka. Chwilę przed śmiercią odwiedziła go para dziennikarzy, która pisze o nim książkę. W rozmowie z jednym z portali zdradzili, jaki widok zastali w jego domu...
Jerzy Urban w latach 1981-1989 pełnił funkcję rzecznika prasowego rządu PRL. Był to bez wątpienia najmniej chlubny okres jego życia.
Jego ówczesna działalność była mocno potępiana i krytykowana. Po zmianach ustrojowych zajął się biznesem, założył m.in. kontrowersyjny "Tygodnik NIE", na łamach którego zaciekle walczył z Kościołem i duchownymi.
Urban należał do osób majętnych - w 2004 roku trafił nawet na 98. miejsce listy najbogatszych Polaków "Wprost" z majątkiem oszacowanym na 120 mln zł. Z informacji opublikowanych w sieci możemy dowiedzieć się, że dorobił się fortuny, inwestując pieniądze na rynku kapitałowym.
To właśnie z tego źródła miało pochodzić 80 proc. jego dochodów. Dziennikarz zainwestował też miliony złotych w obligacje m.in. spółek IKEA i Ford.
W prowadzeniu biznesów nie zaszkodził mu nawet mocno kontrowersyjny wizerunek. Urban bez wątpienia był postacią budzącą ogromne emocje i nawet po swojej śmierci potrafił wywołać niezłą aferę.
Oburzenie wzbudziły chociażby informacje o miejscu jego pochówku. Dziennikarz spocznie w grobie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, gdzie rodzina ma wykupione miejsce. Prawicowe media pisały o "skandalu".
Jeszcze przed pogrzebem Urbana, który planowany jest na 11 października (wtorek), w mediach pojawiło się mnóstwo artykułów na temat jego śmierci. Wielu internautów zastanawiało się, co było przyczyną śmierci milionera, bo tej oficjalnie nie podano.
Jego przyjaciel Przemysław Ćwikliński zdradził w "Fakcie", że Urban w ostatnim czasie był już w bardzo kiepskim stanie.
"Był schorowany, ostatnio wrócił ze szpitala, miał problemy zdrowotne" - poinformował przyjaciel Urbana.
Więcej na ten temat mają do powiedzenia dziennikarze Dorota Karaś i Marek Sterlingow. Para reporterów przygotowuje się do wydania książki o Urbanie, którą pisali w ostatnich miesiącach.
Spotykali się więc z jej bohaterem dość często. Byli w jego domu także na chwilę przed śmiercią naczelnego "Tygodnika NIE".
W rozmowie z ksiazki.wp.pl wyjawili, w jakim stanie był słynny rzecznik generała Jaruzelskiego. Ponoć do końca nie rzucił nałogu, choć nie był w stanie już oddychać bez specjalistycznej aparatury tlenowej.
"Był już słaby i schorowany. Ale umysłowo nadal w formie. Leżał na łóżku z rurką podającą tlen do nosa. Paradoksalnie ożywił się, gdy zapytaliśmy go o śmierć. Wyciągnął wtedy papierosa. Wyglądało to nieco absurdalnie. Tlen trzymał go przy życiu, dym zabijał" - wspominają reporterzy.
Dziennikarze dodali też, że Urban wiedział, że jego dni są już policzone i ponoć był z tym faktem pogodzony. Nawet dało się wyczuć u niego pewne znudzenie tym, że tyle to trwa...
"Nie sprawiał wrażenia przestraszonego, raczej znudzonego tą sytuacją. Jego fizyczna niedołężność go irytowała. Nie rozpaczał, nie pomstował. Nie lubił stawiać się w roli ofiary. Wiedział, że pretensje mógł mieć tylko do siebie. Całe życie prowadził rabunkową gospodarkę, jeśli chodzi o organizm. Palił, pił, imprezował i ciężko pracował. Ćwiczeń fizycznych nie znosił i konsekwentnie ich unikał" - zdradzili Karaś i Sterlingow.
Zobacz też:
Jerzy Urban wrócił ze szpitala w fatalnym stanie. Przyjaciel wyjawił prawdę o jego śmierci
Jak mieszkał Jerzy Urban? Basen, alkohole i wulgarne obrazy. Mamy zdjęcia!
Tomasz Wolny z TVP żegna Urbana: "Odrażająca kreatura"