Reklama
Reklama

Wielki smutek w domu Krzysztofa Krawczyka. Wokalista nie może się pozbierać

Cisza, smutek i wielki żal - taka atmosfera panuje w domu Krzysztofa Krawczyka (72).

Artysta bardzo przeżył śmierć młodszego kolegi Zbigniewa Wodeckiego (†67). Ciągle nie może sobie znaleźć miejsca. Walczy z ogarniającym go przygnębieniem. Ratunkiem są dla niego koncerty i kontakt z publicznością, która zawsze tłumnie przybywa na jego występy. Coś jednak się zmieniło w podejściu artysty do życiowych priorytetów i to chyba na zawsze. A chodzi o zdrowie...

- Krzysztof potraktował śmierć Zbigniewa Wodeckiego jak przestrogę. Postanowił zadbać o serce - mówi "Rewii" jego przyjaciel. - Uświadomił sobie, że w tym wieku musi zachowywać dietę i kontrolować wagę. To ważne dla układu krążenia!

Reklama

Artysta ma zaplanowaną w najbliższym czasie serię badań kontrolnych. Dopilnuje tego z pewnością ukochana żona Ewa. To ona umawia go na wizyty lekarskie, wykupuje recepty i organizuje wyjazdy do sanatoriów. Układa również szczegółowy jadłospis męża i już od dawna czuwa nad tym, żeby nie było w nim tłustych potraw powodujących nieodwracalne zmiany miażdżycowe.

Przypomina też ukochanemu o rehabilitacji po operacji biodra. To jednak niełatwe, ponieważ Krzysztof Krawczyk jest, tak samo jak był Zbigniew Wodecki, nieustannie w trasie koncertowej. Nie ukrywa też, że musi dbać o finanse licznej rodziny. Często zdarza się, że po prostu nie potrafi odmawiać organizatorom koncertów, a to oznacza, że całe tygodnie spędza w rozjazdach.

Na szczęście, w przeciwieństwie do zmarłego kolegi, nie prowadzi sam auta. Ma kierowcę i samochód zrobiony na zamówienie, w którym jest łóżko i inne udogodnienia. Kiedy piosenkarz jest zmęczony, o co w jego wieku nietrudno, po prostu śpi w trasie. W aucie ma nawet garderobę, w której może się przygotować do wyjścia na scenę.

Krzysztof Krawczyk przyznaje, że przyjaciel się przepracowywał. - Nagrywaliśmy kolędy i byłem zaskoczony jego dystansem do wszystkiego. Wydał mi się jakby nieobecny - wspomina ich ostatnie spotkanie. - On nie potrafił odmówić ludziom koncertów. Widocznie Panu Bogu był do czegoś potrzebny - podsumowuje.

***

Zobacz więcej materiałów:

Rewia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy