Wieści ws. Piasecznego nadeszły znienacka. "Do dzisiaj się trzęsę"
Andrzej Piaseczny ceni sobie dobry kontakt z fanami. Chętnie więc dzieli się z nimi rozmaitymi anegdotkami ze swojego życia i chętnie pokazuje zdjęcia prezentujące jego codzienność. Ostatnio udzielił wywiadu, w którym otworzył się na temat swojej przeszłości. Zdobył się nawet na zaskakujące wyznanie. "Di dzisiaj się trzęsę" - wspomina.
Andrzej Piaseczny gościł ostatnio w Radiu Złote Przeboje, gdzie w rozmowie z Małgorzatą Kościelniak wspominali kultowe seriale z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wśród wymienionych przez nich pozycji nie mogło zabraknąć "Powrotu do Edenu", który nie tylko mocno się skończył, ale również dość osobliwie zaczął. Początkowe sceny mocno wryły się w pamięć wszystkim telewidzom.
"Jak nam się wszystko w środku trzęsło, nie pamiętasz tego?" - zagaiła dziennikarka, na co Andrzej Piaseczny niespodziewanie przyznał:
"Do dzisiaj się trzęsę, kiedy przypominam sobie o tym".
Przy okazji piosenkarz zauważył, że dawniej oglądanie serialu nie było takie łatwe jak dziś. Głównie dlatego, że odcinki nie dość, że nie były dostępne w internecie hurtem, wszystkie naraz, to leciały w telewizji co tydzień.
"(...) nie można było obejrzeć wszystkich odcinków serialu, tylko trzeba było co tydzień znaleźć się przed telewizorem i o dokładnej godzinie po prostu obejrzeć film, bo inaczej wszystko przepadło. Nie można go było nagrać na nic i tak dalej. Trzeba było po prostu być przed telewizorem i oglądać dokładnie o wyznaczonym czasie następny odcinek. Głupio brzmi jak na dzisiejsze czasy" - mówił artysta.
Kościelniak przyznała mu rację i zauważyła, że kiedy emitowane były na przykład finałowe sceny, to większość ulic w miastach ziała pustkami, wszyscy bowiem siadali wówczas przed telewizorami.
"Wszystkie zajęcia trzeba było przestawiać. (...) Przy niektórych serialach to było tak, jak nie wiem, przy Mistrzostwach Świata w piłce nożnej (...) czyli wymiecione ulice" - podsumował Piaseczny.
Zobacz także:
Doniesienia ws. Badacha nadeszły znienacka. Piaseczny nie mógł milczeć
Michał Bajor rzadko zabiera głos publicznie. Tym razem miał dobry powód