Wiesław Gołas przeszedł przez prawdziwe piekło. Tajemnice z przeszłości kultowego aktora
Wiesław Gołas (89 l.) wierzył w swoje niezwykłe szczęście, bo kilka razy mu się cudem udało. Ale w końcu wpadł. Trafił do gestapowskiej katowni, w której przeszedł istne piekło. Niewielu dałoby radę podnieść się po czymś takim...
Miał dziewięć lat, kiedy wybuchła wojna. Do dziś ma przed oczami taką scenę: ojciec dostał rozkaz mobilizacyjny.
W mundurze i na koniu przyjechał pożegnać się z rodziną. Przywiązał konia do furtki, uścisnął mamę, córkę oraz Wiesia.
Potem posadził syna w siodle i, trzymając konia za uzdę, przeprowadził do końca ulicy. Na pożegnanie powiedział chłopcu: "Zostawiam Ci matkę i siostrę”.
W ten właśnie sposób 9-letni Wiesław Gołas stał się dorosły.
Wilk zawsze jest cwany
Rodzina jego ojca pochodziła z okolic Krakowa. 14-letni Teofil Gołas w 1914 r. uciekł z domu i na ochotnika wstąpił do Legionów.
W 1920 r. brał udział w wojnie z bolszewikami. Gdy nastał pokój, pozostał nadal w armii.
Jako podoficer służył w 2 Pułku Artylerii Lekkiej w Kielcach. Rodzina – mama, Wiesiek i starsza siostra Basia – mieszkała w pobliżu koszar, w domu przy ulicy Mahometańskiej.
Wiesław Gołas opowiada, że do dziś wszystkie jego sny rozgrywają się właśnie w tym domu.
Teofil Gołas przeżył kampanię wrześniową, dostał się do niemieckiej niewoli. Uciekł z transportu do obozu jenieckiego i wrócił do Kielc. Musiał się ukrywać, działał w konspiracji.
Pewnego dnia został aresztowany i, po krótkim pobycie w miejscowym więzieniu, trafił na Majdanek, gdzie zmarł. Nie miał nawet 40 lat.
Nie zachowały się żadne informacje ani odnośnie daty, ani okoliczności śmierci.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Wiesław, jak wielu jego kolegów z 12 Kieleckiej Drużyny Harcerskiej im. Stefana Czarnieckiego, wstąpił do Szarych Szeregów.
Przysięgę na ręce dowódcy, drużynowego Zygmunta Kwasa, złożył w 1943 r. Otrzymał konspiracyjny pseudonim „Wilk”.
"Dopiero teraz zadaję sobie pytanie, dlaczego wymyśliłem akurat taki pseudonim? Może dlatego, że wilk jest cwany, że jakoś mu się udaje i zawsze wychodzi na swoje? Bo ja jakoś wyszedłem bez szwanku ze wszystkich opresji” – zastanawiał się po latach słynny aktor.
Wiesław Gołas najpierw działał w sekcji Zawiszaków, potem, już jako starszy harcerz, przeszedł do Bojowych Szkół. Nie brał udziału w walkach z bronią w ręku, uczestniczył za to w akcjach małego sabotażu, przenosił meldunki i kradł Niemcom broń.
Pewnego dnia, ubezpieczany przez dwóch kolegów, przenosił w siatce zawinięty w papiery niemiecki automatyczny pistolet empi. Padał deszcz. Po drodze papiery przemokły i wysunęła się z nich lufa pistoletu.
Wiesław wziął siatkę pod pachę, żeby nie było widać broni. Przechodzili wzgórzem koło katedry, pilnowanej przez dwóch niemieckich żołnierzy.
Koledzy przeszli pierwsi. Gołas był tak pochłonięty zadaniem, że nie zauważył ostatniego stopnia schodów. Potknął się.
Byłby upadł, gdyby nie podtrzymał go niemiecki żołnierz, łapiąc za łokieć ręki, w której chłopiec niósł siatkę z bronią.
Choć brzmi to nieprawdopodobnie, Niemiec niczego nie zauważył. Innym razem pan Wiesław przenosił pochodzącego ze zrzutów brytyjskiego stena.
Powiesił go sobie na szyi pod jesionką. Niestety, trafił na łapankę. Rzucił się do ucieczki, udało mu się jakoś dobiec do kościoła, w którym właśnie odbywało się nabożeństwo majowe.
Kiedy klękał między ludźmi, uchwyt pistoletu maszynowego wysunął się spod ubrania. Jakimś cudem nikt tego nie dostrzegł.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Szczęście opuściło go późną jesienią 1944 r. Niemcy, maskując swoje samochody przed nalotami, ukrywali je wtedy między domami.
Chłopcy z Szarych Szeregów wiedzieli, że jest w nich broń. Pod plandeką jednej z ciężarówek pan Wiesław odkrył karabin i granaty.
Postanowił je ukraść. Wszedł do samochodu, ale wtedy zauważyli go niemieccy żołnierze. Tym razem nie udało mu się uciec.
Koledzy szybko powiadomili jego mamę. Zdążyła ukryć gdzieś przechowywaną w domu broń, więc kiedy przyszli Niemcy i zrobili rewizję, niczego już nie znaleźli. Zabrali matkę na konfrontację.
"Ustawili ją naprzeciwko mnie. Była spokojna i bardzo poważna. Jeden z Niemców odbezpieczył karabin, przystawił mi lufę do głowy i powiedział jej, żeby mi natychmiast kazała ujawnić, dla kogo kradłem broń, kto mi wydawał rozkazy. A mama nic, tylko pokręciła głową: Nie, nic nie powie” – wspominał Wiesław Gołas po latach tamtą dramatyczną scenę.
Następnego dnia żołnierz Wehrmachtu przekazał go w ręce kieleckiego gestapo. Podczas przesłuchania dostał w twarz kilka razy.
Następnego dnia przetransportowano go do więzienia.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Wszy w koszulach
W celi, w której przebywali żołnierze ruchu oporu wraz z kryminalistami, był najmłodszy. Wszyscy więźniowie byli zawszeni. Drapali się nieustannie. Wieczorami, przy świetle słabej żarówki, zdejmowali koszule i tarli je w rękach, gniotąc insekty.
Ale znacznie gorsze niż wszy były brutalne przesłuchania. Wiesław Gołas przeszedł trzy, każde połączone z biciem.
"Kiedyś zbili mnie tak mocno, że z bólu zrobiłem pod siebie i nie mogłem o własnych siłach wrócić do celi” – wspominał.
Mimo to nikogo nie wydał. Kto wie, jak potoczyłyby się dalej jego losy, gdyby nie zbliżający się do Kielc front.
Pewnego styczniowego dnia 1945 r. Niemcy zapędzili wszystkich więźniów do dużej sali, a dowódca, w eleganckim skórzanym płaszczu, ku ich zaskoczeniu oznajmił, że puszczają ich wolno.
Kiedy więźniowie wyszli za bramę, Niemcy w pośpiechu opuszczali miasto. Kilkanaście godzin później, 15 stycznia 1945 r., do Kielc wkroczyły oddziały Armii Czerwonej.
Nie dla wszystkich uczestników kieleckiej konspiracji młodzieżowej wyzwolenie miasta oznaczało koniec walki. Zygmunt Kwas, na ręce którego Wiesław Gołas składał przysięgę, wstąpił do antykomunistycznej organizacji „Nie”.
W maju 1945 r. uwolnił rannego kolegę, Zygmunta Pietrzaka ps. „Bekas”, aresztowanego przez Urząd Bezpieczeństwa, ze szpitala więziennego, rozbrajając wartownika aresztu. W 1946 r. sam też został aresztowany i osadzony w kieleckim więzieniu – tym samym, w którym za niemieckich czasów znalazł się Wiesław Gołas.
Poddano go brutalnemu śledztwu. Gołas z kolegą nosili mu grypsy. Pewnego razu zabrali ze sobą także brzeszczot do piłowania metalu.
Udało im się podrzucić go do okna celi dowódcy. 13 września, być może podczas próby przepiłowania kraty w oknie, Zygmunt Kwas został postrzelony przez strażnika i niedługo potem zmarł.
W jego pogrzebie uczestniczyło wielu harcerzy kieleckich Szarych Szeregów.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Ukarany za przeszłość
Gdyby nie wojna, Wiesław Gołas zapewne poszedłby w ślady ojca i wybrał karierę zawodowego wojskowego. A tak został aktorem.
Występował amatorsko w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach, gdy na jednej z prób zobaczył go Leon Schiller. To on zachęcił Wiesława do zdawania egzaminów do szkoły aktorskiej.
Najpierw zdawał w Krakowie. Miał być na roku ze Zbigniewem Cybulskim i Bogumiłem Kobielą, ale nie przyjęto go ze względu na "sanacyjną” przeszłość ojca i jego przynależność do Szarych Szeregów.
Odczekał. Dostał się do szkoły w Warszawie.
Harcmistrz Włodzimierz Matwin, kolega Wiesława Gołasa z czasów wojennej konspiracji, po latach napisał: "Kiedy oglądałem filmy z Gołasem w roli gestapowca nie miałem wątpliwości, że pierwowzorem byli kaci z kieleckiego gestapo”.
***
Korzystałem z książki Agnieszki Gołas-Ners „Na Gołasa”