Wiesława Kwiatek z "Sanatorium Miłości" potwierdza: Program nie będzie kręcony w Ustroniu
Kiedy dwa lata temu Wiesława Kwiatek (67 l.) zgodziła się wystąpić w "Sanatorium Miłości", miała już na swoim koncie kilkanaście ról filmowych. Niestety, wciąż narzekała na brak drugiej połówki. Jak jest dzisiaj? W wywiadzie dla Pomponik.pl wyjawia, w jakich okolicznościach poznała nową miłość. - Był romantyczny rejs po Bałtyku wieczorową porą, po rejsie kawiarenki, a potem hotel - opowiada. Potwierdza również doniesienia, że kolejny sezon "Sanatorium..." nie będzie kręcony w Ustroniu. A gdzie?
Pomponik.pl: Będziesz oglądać 3. edycję "Sanatorium Miłości"?
Wiesława Kwiatek: - Oczywiście! Czekam z niecierpliwością i jestem bardzo podekscytowana. Cała seria owiana jest wielką tajemnicą. Nikt nic wie, nie mamy żadnych ploteczek i przecieków. To jeszcze bardziej motywuje nas do oglądania!
W zeszłym roku zaproszono cię na bal do 2. edycji, w tym roku tego nie było?
- Pandemia pokrzyżowała te plany, choć już niektórzy z nas szykowali sobie kreacje. Szkoda. Poprzedni bal był dla nas okazją do poznania nowych ludzi i zbudowania przyjaźni. Ja na przykład jestem bardzo blisko ze Stenią Kowalską i z Władkiem Balickim. Nałogowo rozmawiamy przez telefon. Teraz będziemy omawiać nowe "Sanatorium" (śmiech).
Nakręcone w Polanicy Zdroju?
- O właśnie, tylko to jest pewne - nowy sezon powstał w sanatorium Wielka Pieniawa w Polanicy. Byłam tam dwa razy, znam tam każdy kąt i kamień. To będzie dla mnie powrót do przeszłości.
W czym - twoim zdaniem - tkwi fenomen tego programu?
- W naturalności. Tam nic nie było reżyserowane, dostawaliśmy tylko SMS z informacją, że będzie taka i taka aktywność i w co mamy się ubrać. Szliśmy w ciemno we wszystko, co nam proponowano, a kamery filmowały nasze emocje.
Inne telewizje zazdroszczą Polakom tego formatu i kupują licencje!
- To zasługa ekipy, która "Sanatorium" wymyśliła i nakręciła z nami pierwszy sezon. Byliśmy jak wielka rodzina, w której nikt się nie wywyższał, tylko pracował na wspólny sukces. Nigdy nie zapomnę świetnego, młodego reżysera - Kuby Michnikowskiego, dźwiękowców, operatorów i Marty, która w roli prowadzącej jest po prostu fenomenalna.
Była dla was, starszych ludzi, jak córka, koleżanka czy gwiazda?
- To przecież nasza ukochana córeczka, która słuchała naszych rad! Wciąż jesteśmy w kontakcie, składamy sobie życzenia. Żyję już trochę na tym świecie, oglądam telewizję i powiem wprost: Marta jest bardzo utalentowaną prezenterką. Ma dar zbliżania się do ludzi i robi to naturalnie.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Przyjaźnie z "Sanatorium" pomagają wam przetrwać pandemię?
- To dla nas lekarstwo na samotność. Z Niną Busk jesteśmy jak siostry, rozmawiamy codziennie, Rysiek Lasota - udało mi się zajrzeć w jego wnętrze i zobaczyłam wartościowego człowieka. Marek Jarosz to wspaniały organizator imprez - zapraszał nas do siebie na imprezę andrzejkową, ale wiadomo, pandemia... Żyjemy nadzieją, że będzie lepiej, pomagamy sobie, choćby w obsłudze smartfonów i komputerów, przez które łączymy się ze światem. Gdyby nie technologia, nikt z nas nie wiedziałby, że Gerard tak ciężko zachorował, a Iwona była jak pielęgniarka, wszyscy podnosiliśmy ich na duchu.
Czy twoja kariera filmowa rozwinęła się po "Sanatorium"?
- Tu powstał problem, bo stałam się zbyt rozpoznawalna. Nie mogę już grać epizodów, a na tym się wcześniej koncentrowałam. W grę wchodzą poważniejsze role, a o te - jak wiadomo - nie jest teraz łatwo, nawet jak w portfolio mam pracę u Zanussiego. Pracy mam mniej, ale za to fanów całą masę i to jest bardzo miłe. Wczoraj byłam na zakupach na bazarku obok domu i kiedy mijałam stragan z kwiatami, sprzedawca wyjął czerwona różę i mi ją wręczył, mówiąc: - Pani urodę trzeba podkreślić tym kwiatem. Wracałam z nią do domu i śpiewałam (śmiech).
Twój nowy ukochany będzie zazdrosny...
- A skąd. Zna już tę historię i dowiedział się dzięki niej, jak można sprawić mi radość!
Słyszałam, że ciekawie zaczął się wasz romans, a on zamienił się na chwilę w paparazzi!
- Robił mi zdjęcia po kryjomu i to przez kilka dni! Twierdzi, że to dlatego, że tak bardzo mu się podobałam, ale bał się do mnie podejść w Świnoujściu, gdzie spędzałam urlop. Potem się przyznał, a ja mu wybaczyłam (śmiech).
Na zdjęciach się nie skończyło...
- O nie, był też romantyczny rejs po Bałtyku wieczorową porą, po rejsie kawiarenki, a potem hotel. I nic więcej nie zdradzę, i tak za wiele powiedziałam (śmiech).
Szczęściarz z niego, poderwał najbardziej zmysłową kobietę z "Sanatorium Miłości"!
- Byłam już taka i taka już jestem, i nigdy się wam nie zmienię - śpiewała Violetta Villas, jedna z moich ulubionych piosenkarek. I ja bywam czasem kusicielką (śmiech). Wiem, że mężczyźni kochają długie włosy i zgrabne nogi, a to akurat moje atuty...
A gdyby tak reaktywowano w Polsce "Playboya" i dostałabyś propozycję rozbieranej sesji...
- Skorzystałabym, bo ja się swojego ciała nie wstydzę. Każda dojrzała kobieta ma coś pięknego do pokazania, a sesje w "Playboyu" zawsze były dopracowane, delikatne i z klasą. Dla mnie to byłaby pamiątka, a może i nawet prezent dla ukochanego...
Rozmawiała: Sylwia Gołecka