Reklama
Reklama

Wiktor Zin zmagał się z fatalną sytuacją finansową. Zaskakujące, jak potoczyły się jego losy

Jego wykłady o architekturze z cyklu "Piórkiem i węglem" przez 30 lat przyciągały przed telewizory miliony widzów... Profesor Wiktor Zin był prawdziwą gwiazdą, a przy tym niezwykle skromnym człowiekiem.

"Chciałem tylko pokazywać ludziom ładne budowle. Kiedy zaczynałem, nie przypuszczałem, że dwa pokolenia Polaków będą oglądały moje audycje i patrzyły, jak - mówiąc - rysuję" - powiedział niezapomniany Wiktor Zin w ostatnim wydaniu programu "Piórkiem i węglem", żegnając się z telewidzami. 

Pochodzący z Hrubieszowa architekt od dziecka chciał być... malarzem. Miał wielki talent, ale jego rodziców nie było stać, by sfinansować jego naukę w Akademii Sztuk Pięknych. Wiktor napisał więc list z prośbą o stypendium do... marszałka Polski! 

Reklama

Do listu załączył kilka rysunków wykonanych piórkiem i akwarelą. Bardzo się zdziwił, gdy kilka miesięcy później zobaczył je na łamach kilku gazet! Nigdy się nie dowiedział, jak trafiły do publikacji... 

Edward Rydz-Śmigły odpowiedział mu natomiast, że jest tak bardzo utalentowany, że nie potrzebuje jego pomocy w dostaniu się na wymarzone studia. Niestety, wybuch II wojny światowej uniemożliwił mu kontynuowanie nauki. Po wyzwoleniu zdecydował się studiować architekturę na wydziale politechnicznym przy krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej.

Zanim w 1967 roku został profesorem, był już świetnie znany milionom Polaków jako gospodarz programu "Piórkiem i węglem". "Korzystając z telewizji, chciałem wykształcić pokolenie ludzi wrażliwych na sztukę i architekturę" - opowiadał w programie "Sekrety" na antenie Polskiego Radia, wspominając początki pracy w telewizji.

Premierowe odcinki "Piórkiem i węglem" Wiktora Zina pojawiały się na szklanym ekranie w co drugą niedzielę - począwszy od 1963 roku - przez 30 lat! Poza swym sztandarowym "show" profesor prowadził też kilkanaście innych autorskich programów, spośród  których największą widownię miały "Spotkania z zabytkami", "Szperacze" i "Sztuka patrzenia". 

Praca w telewizji była jednak dla uwielbianego przez widzów gawędziarza... dodatkiem do - jak mówił - poważniejszych zajęć. Był wykładowcą akademickim, przez pewien czas pełnił funkcję generalnego konserwatora zabytków, projektował scenografię do spektakli teatralnych i oper, pisał książki o sztuce i... wiersze. Niewiele osób wie, że jeden z największych przebojów grupy Pudelsi - "Gdyby ryby" - to piosenka z jego tekstem! 

Kiedy w 1977 roku został wiceministrem kultury i sztuki w rządzie Piotra Jaroszewicza, plotkowano, że posadę tę dostał w ramach wdzięczności za to, że zaprojektował i urządził premierowi dom! Jerzy Urban w swoim wydanym w 1990 roku "Alfabecie Urbana" napisał o nim kpiąco: "Po odpokutowaniu kolaboracji z komunistami, z której się wyspowiadał, uznany został przez nową władzę za swojego. 

Przywrócono jego popularne ongiś programy w telewizji. (...) stoi w studiu, rysuje różne budynki lub ich fragmenty i monotonnym głosem wymienia nazwy architektonicznych detali". 

Tymczasem widzowie wprost uwielbiali dystyngowanego profesora-gawędziarza... Wybaczono mu nawet współpracę ze znienawidzonym rządem! 

Oprócz pracy dla Wiktora Zina najważniejsza była rodzina. Synowi Szymonowi i córce Monice poświęcał każdą wolną chwilę.

"Był nie tylko moim ojcem, ale też przyjacielem i nauczycielem. Nauczył mnie wszystkiego" - wyznał po jego śmierci Szymon Zin. 

"Nie potrafił usiedzieć na miejscu. Ciągle pracował. Był jak mrówka" - dodał, wspominając tatę. 

Profesor Wiktor Zin zmarł 17 maja 2007 roku w trakcie przygotowań do zajęć ze studentami. Był aktywny do końca życia. W jednym z ostatnich wywiadów powiedział, że marzy mu się powrót do telewizji, ale to marzenie raczej się nie spełni, bo ludzie nie chcą już słuchać - to jego określenie - "nudziarzy".   

***
Zobacz więcej materiałów wideo:

Źródło: AIM
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy