Wiśniewski: "Sopot jest nic nie wart"
Michał Wiśniewski na swoim blogu podsumował ostatnią edycję festiwalu w Sopocie.
Według lidera "Ich Troje", co prawda techniczna strona przygotowania festiwalu jest na medal, ale już reszta pozostawia wiele do życzenia.
"To nie malkontenctwo tylko subiektywna, a czytając fora, również obiektywna jak się okazuje - opinia, że ten festiwal jest nic nie wart" - pisze Wiśniewski.
W dalszej części swojego wywodu Michał dochodzi do sedna sprawy. W niezbyt klarownej, ale czytelnej nocie, za upadek sopockiego festiwalu obwinia jurorów, a dokładnie ich postawę.
"To Jurorzy: Kozyra (narcyz, który wszystko wie najlepiej, więc jego stacja może w stosunku do RMF iść tylko w dół a i tak będę ubierał się u Prady), Metz (któremu wprawdzie udało się namówić mnie przy wódce na sesję Maria Antonina, którą zdobył okładkę roku) ale już o atrakcyjność festiwalu w Sopocie nie zadbał. Walewska, która jest niekwestionowaną gwiazdą muzyki szeroko znanej jako "wysokich lotów" (nie wątpię) - tym razem chciała mieć swój udział i też z wdziękiem wprawdzie i gracją ale dołożyła swoje 5 groszy. Jedyny Krzywy zachował klasę ale to chyba dlatego, że on przeszedł przez czarne i białe i szare" - wylicza piosenkarz.
"(...)Nie każdy z Was musi być Wojewódzkim" - pointuje na koniec.
Czy jest to słuszna diagnoza? Wydawać by się mogło, że tak. Mimo to, nawet Michał nie miał zbyt dobrego zdania o występie Natalii Lesz, który jest flagowym przykładem "jadowitych języków" jurorskiego gremium.
"Natalia - cóż nie wypadła zjawiskowo " - lapidarnie podsumowuje Wiśniewski.
Wynikać może z tego, że nie tyle o treść tu szło, co o styl wypowiedzi. Niestety, jak to bywa w przypadku zapisków tego artysty, dokładnie o co chodzi nikt nie jest w stanie się doczytać.