Władysław Balicki: Takiego romansu w "Sanatorium miłości" jeszcze nie było. Co za namiętność
Władysław Balicki (71 l.) nie znalazł miłości w "Sanatorium miłości". Strzała Amora trafiła go dopiero po zakończeniu programu!
Był 6 stycznia. Dzień wcześniej wyemitowany został pierwszy odcinek drugiej edycji programu "Sanatorium miłości". Władysław miał umówione spotkanie w centrum Warszawy, nie znał jednak miasta, więc przy skrzyżowaniu Alei Jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej musiał zapytać o drogę.
- Nie było rady, musiałem poprosić o pomoc - wspomina w rozmowie z "Rewią". - Akurat przechodziła pani, która się do mnie uśmiechała. Zapytałem o poszukiwaną ulicę.
Napotkana kobieta od razu w postawnym i modnie ubranym mężczyźnie rozpoznała uczestnika programu "Sanatorium miłości". Poprzedniego wieczoru oglądała przecież pierwszy odcinek drugiej serii programu i szczególną uwagę zwróciła właśnie na Władysława z Łodzi. I jego wspaniały uśmiech.
- Zdziwiłam się, że tak elegancki pan poszukuje życiowej partnerki za pośrednictwem telewizji - mówi "Rewii". Uznała to przypadkowe spotkanie za uśmiech losu. Zaproponowała, że zaprowadzi go pod wskazany adres.
Czytaj dalej na następnej stronie...
Te kilkanaście minut wspólnego spaceru oboje wykorzystali na grzecznościową rozmowę. I tak jak uśmiech Władysława zrobił na Wiesławie duże wrażenie, tak jej roześmiane oczy zapisały się w jego pamięci.
Niestety, ale nie wymienili się wtedy numerami swoich telefonów. Zabrakło jeszcze śmiałości...
Po kilku dniach Władysław zapomniał o tym sympatycznym spotkaniu. Trudno mu się zresztą dziwić. Na głowę skromnego łódzkiego taksówkarza, podobnie jak pozostałych uczestników programu, nieoczekiwanie zwaliła się wielka popularność.
Codziennie w hotelu Gromada, w którym wszyscy zamieszkiwali, spotykał się z objawami sympatii ze strony kobiet w różnym wieku. Ponadto panie praktycznie z całej Polski próbowały się z nim skontaktować za pomocą internetu.
- Nie odpowiadałem na te zaczepki - śmieje się teraz pan Władysław. - Nie szukałem partnerki na przelotne randki.
On, sam wdowiec, marzył o poznaniu kobiety z podobnym doświadczeniem życiowym - ciepłej, spokojnej, z którą połączy go dojrzałe uczucie.
Do programu zgłosił się za namową swojej córki Izabeli. Po śmierci żony Pelagii (†80 l.) w czerwcu 2017 roku bardzo źle znosił samotność. Przeżyli razem w zgodzie i miłości 48 lat.
Bardzo cierpiał w czterech ścianach, a pustkę, jaką odczuwał, pogłębiała odległość dzieląca go od wnuków i prawnuka. Bo jego ukochana córka Izabela z dziećmi mieszka w Niemczech.
Tęskniąc za rodziną, uciekał w pracę. Dorabiał sobie jako recepcjonista w hotelu. Wreszcie w trakcie długiej rozmowy telefonicznej dał się namówić córce na udział w programie.
Pierwsza iskierka nadziei zabłysła w jego sercu, gdy w Ustroniu zbliżył się do Barbary Goraj (62 l.). Niestety, choć na wielu zdjęciach wyglądają jak dwie bratnie dusze, ostatecznie nie znaleźli wspólnego języka.
Po miesiącu od spotkania na warszawskiej ulicy Władysław na swojej stronie w internecie zobaczył zdjęcie. Rozpoznał na nim nieznajomą, która pomogła mu odnaleźć szukany adres. To była urocza blondynka z Warszawy.
Wtedy dowiedział się, że nazywa się Wiesława Górniak i że ma 64 lata. Okazało się również, że z zawodu jest ekonomistką, że prowadzi butik z damską odzieżą i tak jak on jest samotna. Zaproponował spotkanie. W tym samym miejscu, w którym poznali się w styczniu.
- Gdy zobaczyłam Władka, poczułam, że to chyba jest ten mężczyzna, na którego czekałam - opowiada Wiesława.
Potem były kolejne randki. On obdarowywał ją kwiatami, ona zapraszała do siebie na domowe obiady. Wspólnie spacerowali po Warszawie, chodzili do kina albo przesiadywali w kawiarniach. Tak zaczęła rozkwitać ich miłość.
W końcu Wiesława zaproponowała, by przeniósł się z Łodzi do Warszawy. Zamieszkali w jej mieszkaniu.
Czas pandemii wykorzystują na poznanie siebie. Para nie ukrywa, że myśli nawet o zalegalizowaniu związku. Na razie nie chcą ujawniać daty ślubu.
- Naszą znajomość znaczą szczęśliwe przypadki i niech tak zostanie - mówi Władysław, którego piękna nieznajoma ze stolicy przez przypadek uleczyła z samotności.