Władysław Kozakiewicz: „Gest Kozakiewicza” zna cały świat. Co dziś robi sportowiec, który w 1980 roku odważył się pokazać Rosjanom wała?
Po tym, jak w 1980 roku podczas igrzysk olimpijskich w Moskwie polski tyczkarz pokazał Rosjanom wała, cały świat nazwał „gest Kozakiewicza” symbolem sprzeciwu wobec radzieckiego imperializmu. Władysław Kozakiewicz dopiero po latach wyznał, że chodziło mu jedynie o pokazanie widzom siedzącym na trybunach, że na nic się zdadzą ich gwizdy, bo i tak jest najlepszy...
Władysław Kozakiewicz miał 27 lat, gdy 30 lipca 1980 roku zdobył tytuł mistrza olimpijskiego w skoku o tyczce, a jednocześnie ustanowił nowy rekord świata. Wcześniej, po każdym z dwóch udanych skoków, które otworzyły mu drogę do finałowej walki o złoty medal, pokazał gwiżdżącym na niego Rosjanom wała.
Gestu Kozakiewicza nikt na stadionie w Moskwie nie zauważył, a jednak - dzięki telewizyjnej transmisji - zobaczył go cały świat. Ambasador Związku Radzieckiego w Polsce Ludowej na widok Polaka ze zgiętą w łokciu ręką wpadł w szał.
Domagał się odebrania tyczkarzowi medalu, unieważnienia ustanowionego przez niego rekordu i dożywotniej dyskwalifikacji za obrazę narodu radzieckiego. PRL-owscy politycy bronili sportowca, tłumacząc jego gest... skurczem mięśnia.
Zdjęcie uśmiechniętego lekkoatlety pokazującego Rosjanom wała obiegło światową prasę. Na jego publikację nie zdecydowały się jedynie radzieckie i polskie gazety. Kiedy jednak Kozakiewicz wrócił do kraju, okazało się, że wszyscy doskonale wiedzą, co zrobił...
Igrzyska olimpijskie w Moskwie nie były pierwszymi, w których Władysław Kozakiewicz wystartował. W 1976 roku lekkoatleta skakał o tyczce na igrzyskach w Montrealu, ale - choć był faworytem - w walce o medal przeszkodziła mu kontuzja stopy (zajął jedenaste miejsce).
Obiecał sobie wtedy, że za cztery lata zrobi wszystko, by stanąć na najwyższym olimpijskim podium, a przy okazji udowodnić samemu sobie, że - mimo przeciwności losu - warto marzyć.
Władysław Kozakiewicz urodził się w... Związku Radzieckim - w miasteczku Soleczniki na należącej wtedy jeszcze do ZSRR Litwie. W domu w Solecznikach, a później w Gdyni, dokąd jako repatrianci zostali przeniesieni jego rodzice, rządził jego uzależniony od wódki ojciec, który bił, a wręcz katował żonę i dzieci.
Kiedy Władysław i starszy od niego o pięć lat brat Edek stawali w obronie mamy, zawsze kończyło się na tym, że ojciec bił i ich, i ją.
Władysław Kozakiewicz nie kryje, że jedną z najtrudniejszych decyzji, jaką kiedykolwiek przyszło mu podjąć, była decyzja o wyjeździe z Polski i osiedleniu się w Niemczech.
Jeden z najlepszych polskich tyczkarzy wszech czasów po przeprowadzce z Gdyni do Elze pod Hanowerem przez kilka lat występował w turniejach lekkoatletycznych w barwach Niemiec. Dwukrotnie poprawiał nawet rekord RFN w skoku o tyczce. Pamięta, jak ktoś nazwał go wtedy "niemiecką gnidą", a on po prostu chciał skakać.
Nie mógł tego robić w koszulce z orłem na piersi, bo w 1984 roku został zdyskwalifikowany przez Polski Związek Lekkiej Atletyki. Za co? Do dziś tego nie wie...
Tydzień po wyjeździe z Polski w 1985 roku PRL-owska władza zarekwirowała mieszkanie Władysława Kozakiewicza w Gdyni i należący do sportowca samochód oraz zablokowała jego konto w banku...
Podwójne obywatelstwo i meldunek w Niemczech nie przeszkodziły mu w 1998 roku w starcie w wyborach do Rady Miasta Gdyni. Zdobył wtedy mandat radnego z listy Akcji Wyborczej Solidarność. Dwa lata później premier Jerzy Buzek zaproponował mu tekę ministra sportu. Po konsultacji z najbliższymi grzecznie, ale stanowczo odmówił.
W 2011 roku Władysław Kozakiewicz wrócił po kilkuletniej przerwie do polityki - kandydował do Sejmu jako przedstawiciel Polskiego Stronnictwa Ludowego, ale - mimo że był na pierwszym miejscu na stołecznej liście PSL - nie zdobył wystarczającej liczby głosów.
W 2019 roku bezskutecznie walczył z kolei o mandat europosła, a zaraz potem senatora, startując w wyborach do Parlamentu Europejskiego i w wyborach parlamentarnych z listy Koalicji Obywatelskiej.
Władysław Kozakiewicz żartuje, że choć życie wiele razy pokazało mu "gest Kozakiewicza", to jednak ułożyło mu się fantastycznie.
Dziś 68-letni emerytowany tyczkarz, który po zakończeniu kariery sportowej został nauczycielem WF-u w jednej ze szkół w Hanowerze, mieszka z żoną Anną w Elze w Dolnej Saksonii. Twierdzi, że wiedzie spokojne życie.
Rok temu podczas wizyty w rodzinnych Solecznikach pod Wilnem Władysław Kozakiewicz zadeklarował, że wciąż jest Wilniukiem i zamierza kiedyś... wrócić na Litwę.
Za Polską, w której się wychował i którą przez wiele lat reprezentował na lekkoatletycznych mistrzostwach Europy i świata oraz - dwukrotnie - na igrzyskach olimpijskich, Władysław Kozakiewicz tęskni, ale też ma do niej ogromny żal.
Zobacz też:
Władysław Kozakiewicz: Ojciec powybijał matce wszystkie zęby
Wołodymyr Zełenski: Wyzwolenie Ukrainy to kwestia czasu