Wojciech Morawski, były przyjaciel Anny Jantar, potrzebuje pomocy. Sytuacja jest poważna
Wielu pytało byłego perkusistę zespołu Perfect o jego bliską relację z Anną Jantar (†29 l.). Ale Wojciech Morawski (68 l.) milczy… Jednemu z tygodników udało się dowiedzieć, jak ułożył sobie życie. Prowadzi fundację, której sytuacja jest dramatyczna. Sprawa jest na tyle poważna, że wystosowano apel.
Podwarszawskie Ząbki. Uliczka biegnąca wśród leśnych zarośli, a przy niej skromny dom. To właśnie tu od lat mieszka Wojciech Morawski, były perkusista zespołu Perfect, z którym Annę Jantar łączyło coś więcej niż przyjaźń.
Znalazł ukojenie wśród drzew i ludzi bez dachu nad głową. Bo właśnie tym, którzy borykają się z życiowymi problemami: ofiarom przemocy domowej, chorym psychicznie, bezrobotnym pomaga razem z żoną Lilą.
To dla nich małżonkowie współtworzą "Uniwersytet leśny" oraz fundację "Dzieci ulicy." - Tyle jest sposobów wydobycia się z życiowych tarapatów, ilu jest ludzi - mówi Wojciech.
Dla niego tym sposobem było poznanie Lili. To dzięki niej przed laty, po katastrofie lotniczej, w której zginęła Anna, na nowo odnalazł sens życia...
Był 1978 r., kiedy niekwestionowana już gwiazda estrady postanowiła pomóc w karierze muzykom z zespołu Perfect. W tym czasie w środowisku artystycznym nie milkły plotki, że małżeństwo piosenkarki z Jarosławem Kukulskim (†66 l.) trawi poważny kryzys. Mówiło się, że wokalistka czuje się przez męża niedoceniana i zamierza podążać własną drogą... I to nie tylko zawodową.
Amerykańska trasa koncertowa z Perfectem, w którą wyruszyła wiosną 1979 r., miała jej dać szansę usamodzielnienia się - zarobienia na dom w Starej Miłosnej i zielonego malucha. Kilka miesięcy w Chicago i Nowym Jorku były dla niej i Wojciecha okresem wytężonej pracy. Wtedy między nimi zrodziło się uczucie.
Gdy wrócili do Polski, nadal widywali się i koncertowali. Pod koniec grudnia piosenkarka znów wyjeżdżała za ocean koncertować dla Polonii. Tym razem miała lecieć bez Perfectu. Kilkumiesięczna rozłąka z Natalką źle nastawiała ją do tego planu, dodatkowo załamywał fakt, że nie będzie przy niej Wojciecha.
- Ostatni raz widziałem Anię dzień przed wylotem. Jechaliśmy tym samym pociągiem z Poznania do Warszawy. Ona, jej córka i ja. Wtedy powiedziała mi, że z mężem źle jej się układa i myślą o rozstaniu - wspominał Andrzej Kosmala.
Kolejne tygodnie dały jednak gwieździe do myślenia. Jarosław, mimo iż wiedział, że w sercu Anny zaczęło rodzić się nowe uczucie, nie tracił nadziei na naprawienie małżeństwa. Wysyłał jej czułe listy, zapewniając o miłości, przepraszając za chwile, w których zawiódł jej zaufanie, i prosząc o szansę.
"Szczęście nasze zależy tylko od nas samych" - tymi słowami kończył się ten, który 13 marca 1980 r. czasu lokalnego piosenkarka zabrała na pokład samolotu. Kilka godzin później maszyna się rozbiła.
Czy gwiazda podjęła ostateczną decyzję o odejściu od Jarosława do Wojciecha? Tego nie wiadomo. Perkusistę wielokrotnie pytano o relacje z piosenkarką, ale on niezmiennie milczy. Znajomi muzycy twierdzą, że po śmierci Anny długo nie mógł się pozbierać. Dopiero spotkanie Lili uleczyło jego zbolałe serce.
Od lat są szczęśliwym małżeństwem, które angażuje się w pomoc innym, ale kondycja fundacji jest dramatyczna. - Dawniej w finansowanie zaangażowane były gwiazdy, ale dziś istniejemy tylko dzięki indywidualnym datkom. Pieniędzy brakuje - mówi "Na Żywo" Lila.
Małżonkowie liczą, że ludzie dobrej woli nie pozostaną obojętni na apel, jaki zamieścili na stronie internetowej.
- Pod koniec ubiegłego roku nastąpiły radykalne zmiany w polityce społecznej Powiatu Wołomińskiego, wskutek czego nie otrzymaliśmy corocznego dofinansowania naszej działalności. Wierzymy, że dzięki Państwa wsparciu zdołamy zebrać kwotę niezbędną do utrzymania naszej placówki - czytamy w nim.
***
Zobacz więcej materiałów: