Wokalista Bayer Full: W Chinach jestem kimś
Wciąż głośno o waszej karierze w Chinach. Na jakim etapie jesteście?
Sławomir Świerzyński: - Kariera wciąż się rozwija. Cieszymy się tam dużą popularnością. Moim marzeniem jest zaśpiewać na chińskiej wielkiej gali noworocznej. Tę imprezę ogląda cała Azja!
Często tam jeździcie?
S.Ś.: - Co trzy miesiące. Na szczęście udaje się nam tak układać grafik koncertów, żeby w sezonie letnim nie rezygnować z koncertów w kraju.
Śpiewacie tam w języku chińskim. Nie jest chyba łatwo?
S.Ś.: - Na początku to była tragedia (śmiech). Szło nieco opornie, ale udało się. Nasze teksty są cenzurowane przez chińskie ministerstwo kultury. Tam nie można zaśpiewać o majteczkach, jeśli już to o czerwonej bieliźnie. Trzeba się podporządkować. Najważniejsze jednak, że nasza muzyka się podoba.
Nie ukrywa pan, że mu się dobrze powodzi. Nie boi się pan zawiści?
S.Ś.: - Co ja mogę poradzić na to, iż jestem szczęśliwy, coś osiągnąłem i że mam fajne dzieci i wnuki?
I od 30 lat jest pan z tą samą żoną. Sukces nie zawrócił w głowie?
S.Ś.: - Jak widać nie, chociaż w Chinach mówią, że mam w Polsce cztery żony (śmiech). U nich facet, który jest w stanie dać sobie radę z czterema babami, jest niewyobrażalnym bohaterem, bo w Chinach rządzą kobiety.
Co więc z innymi żonami? Nikt nie jest ciekawy, jak wyglądają?
S.Ś.: - Tam nie ma takich dociekliwych dziennikarzy, jak u nas (śmiech). W ogóle dla Chińczyków jesteśmy dość egzotyczni. Są zdziwieni, że biały facet wychodzi na scenę i śpiewa w ich języku.
Rozm.: Martyna Rokita
17/2013