"Wprost" ujawnił SMS-y od Kamila Durczoka. To on molestował?!
Tygodnik "Wprost" podaje, że szefem, który molestował swoją pracownicę, był Kamil Durczok (46 l.)!
"Dziś, po kilku tygodniach badania sprawy, możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Kamil Durczok, szef 'Faktów'" - czytamy w najnowszym numerze tygodnika Sylwestra Latkowskiego.
Na łamach magazynu pojawia się także relacja ofiary (w stacji zaczynała jako dokumentalistka), która przez swojego szefa nabawiła się nerwicy.
"W pewnym momencie zaczęłam mieć lęki. Nie wiedziałam, z której strony dostanę. Przed dyżurami płakałam i wymiotowałam z nerwów" - opowiada, dodając, że wszystko zaczęło się w lutym 2010 r. podczas wyjazdu służbowego do Zakopanego.
"O trzeciej w nocy dostałam od Kamila Durczoka SMS-a: 'Wpadniesz?'. Nie odpisałam. Na drugi dzień udawał, że mnie nie widzi, więc ja też postanowiłam zapomnieć o sprawie".
Sytuacja powtarzała się. Dziennikarz był natarczywy, wysyłał SMS-y, dał awans, w końcu, gdy kobieta mu nie uległa, zaczął za wszystko krytykować.
"Wezwał mnie do siebie. Powiedział: 'Widzę, że nie jesteś zadowolona. Odejdź z pracy'. Odpowiedziałam, że nie chcę. Swoją pracę kocham, nie podoba mi się tylko to, jak mnie traktują. Ostrzegł: 'Lepiej odejdź sama'". Jej życie przerodziło się w piekło.
"Nie wiedziałam do kogo pójść. Wydawało mi się, że Kamil jest całkowicie bezkarny. Atmosfera wokół niego to mieszanina adoracji i strachu. Jego zachowania szły w dół, pamiętam, jak jeden z kolegów, w zasadzie na równorzędnym stanowisku, wypalił do mnie na dzień dobry: 'Czy mogę cię pocałować w cycuszki?'. Inni rzucali: 'Chcesz seksu? Wpadnij na montaż'. Takie żarciki nawet już nikogo nie raziły".
Po długich miesiącach, w styczniu 2013 roku, udało jej się zakończyć współpracę z Durczokiem.
Sam zainteresowany na razie nie odniósł się do publikacji. 16 lutego skomentował jedynie pierwsze rewelacje gazety, podkreślając, że "nigdy nie molestował żadnej z podległych pracownic".
"Nigdy nie molestowałem żadnej kobiety. Mogę powiedzieć, że nie naruszyłem zasad. Ja jestem cholerykiem i wybucham w pracy.
Nigdy nie byłem molestującym szefem. Kto stworzył zarzut? To się okaże za dwa tygodnie, czy postawiono mi zarzut. Poszedłem na dwutygodniowy urlop. Ze spokojem czekam na decyzję. Jeśli komisja miałaby potwierdzić moją winę, albo znaleźć jakiekolwiek zachowania, to ja sam wiem, co mam zrobić" - skwitował.
Do stacji TVN 23 lutego wkroczy Państwowa Inspekcja Pracy, by zbadać, czy dochodziło tam do nadużyć.