Wstrząsające wyznanie aktorki
Amerykańska aktorka Brooke Shields wyznała, że była bliska samobójstwa po narodzinach swojego pierwszego dziecka. Gwiazda cierpiała na silną depresję poporodową i nie potrafiła dostrzec wówczas sensu życia.
Opowiadając o narodzinach Rowan, do czasu których aktorka miała na koncie jedno poronienie i siedem prób zapłodnienia metodą in vitro, Shields wyznała:
"Wreszcie miałam zdrową i piękną córeczkę, tymczasem nie mogłam na nią patrzeć. Nie potrafiłam trzymać jej na rękach, śpiewać jej, ani uśmiechać się do niej... Pragnęłam jedynie zniknąć i umrzeć".
"Myślałam sobie: Nie powinnam istnieć. Dziecku będzie lepiej beze mnie. Życie nigdy już nie zmieni się na lepsze, więc lepiej będzie, jeśli już odejdę" - dodała gwiazda w wywiadzie dla portalu People.com.
44-letniej Shields, znanej m.in. z filmu "Błękitna laguna", lekarz zalecił wówczas lekarstwa na depresję, jednak wkrótce gwiazda przestała je przyjmować, twierdząc, ze ich nie potrzebuje. Skutki tej decyzji mogły okazać się dla niej fatalne.
Odbierając w poniedziałek w Nowym Jorku nagrodę za wsparcie fundacji Hope for Depression Research Foundation, aktorka powiedziała:
"Był taki tydzień, kiedy z trudem oparłam się pragnieniu rozbicia samochodu o mur na poboczu autostrady. Moje dziecko było wtedy na tylnym siedzeniu i to wręcz doprowadzało mnie do większej rozpaczy, bo wydawało mi się, że potrafi mi zrujnować nawet to. Chciałam po prostu wjechać w mur. Nie zrobiłam tego tylko dzięki przyjaciółce, która rozmawiając ze mną przez telefon, sprawiła, ze wróciłam do domu cała i zdrowa".
Shields wyjaśniła, że zwróciła się potem ponownie o pomoc do lekarza, który zdiagnozował u niej zaburzenie równowagi chemicznej organizmu.
"Dowiedziałam się wtedy o tym, co działo się w moim ciele i mózgu. Dwoiedziałam się, że nie robiłam nic, w wyniku czego mogłabym się tak czuć. To było poza moją kontrolą" - powiedziała aktorka.