Wypadek Dody
We wtorek Doda zaliczyła stłuczkę na jednej z warszawskich ulic. Na swojej stronie internetowej zamieszcza wersję, która wskazuje na to, iż wina leżała po stronie dziennikarzy "Faktu" śledzących ją samochodem, który uderzył w tył jej wozu.
"Nie podejrzewałam, że można posunąć się aż tak daleko, by mieć gorący temat, jakim bez wątpienia jest kolizja samochodowa z moim udziałem i to dzień po odebraniu prawa jazdy" - pisze na swoim blogu.
"Jadąc prostą drogą nawet nie spodziewałam się, że śledzący mnie od pewnego czasu kierowca Skody, łamiąc przepisy drogowe (tzn. przekraczając podwójną linię ciągłą) uderzy w tył mojego samochodu."
"Początkowo nic nie usłyszałam, gdyż uderzenie było delikatne i jechałam dalej, aż zaparkowałam na miejscu dokąd zmierzałam. W tym momencie kierowca Skody opuścił swój pojazd i usilnie chciał mi wmówić, iż zaistniała sytuacja wynikła z mojej winy."
"Dziwnym zbiegiem okoliczności jego pasażerem okazał się etatowy fotograf wspomnianej wyżej gazety ["Faktu" - red.], który podczas naszej rozmowy robił zdjęcia. Po późniejszych pertraktacjach i chęci dogadania się ze strony kierowcy Skody mimo wszystko wezwałam policję, co zakończyło się mandatem po obu stronach."
"Być może zwołam w tej sprawie konferencję prasową, gdyż nie mam zamiaru stracić zdrowia lub co gorsza życia, bo jakiemuś dziennikarzowi potrzebny jest news na pierwszą stronę..." "Zastanawiam się teraz gdzie są granice prześladowania i stresowania młodego kierowcy. Przecież naraża to nie tylko moje zdrowie i życie, ale także innych ludzi!"