Reklama
Reklama

"Zobaczyłem, że mama to też człowiek"

Choć Paweł Staliński (21 l.) bierze udział w "Tańcu z gwiazdami", świat show-biznesu nie jest jego celem. Wychowany przez matkę, aktorkę Dorotę Stalińską, szybko dojrzał.

Złośliwi twierdzą, że znana mama otwiera przed Tobą wszystkie drzwi. To boli?

Paweł Staliński: - To trochę krzywdzące. Bo jeśli zauważa mnie agencja modeli w Nowym Jorku to nie dlatego, że mam na nazwisko Staliński. Zobaczyli efekty mojej pracy. Nie lubię korzystać z takich ułatwień. Nie poszedłem do Akademii Teatralnej, tylko studiuję finanse i rachunkowość w Akademii Koźmińskiego, a tu nazwisko "Staliński" nie jest przepustką do niczego.

Jako dziecko zagrałeś w serialu, chodzisz po wybiegach, a chcesz być księgowym?

Reklama

P.S.: - Nie, nie zamierzam być księgowym. Uważam, że w dzisiejszych czasach pieniądze są wszechobecne i dobrze się na nich znać.

Są dla Ciebie ważne?

P.S.: - Ważne jest to, co nam mogą dać - poczucie spokoju i bezpieczeństwa, ale przede wszystkim możliwości. Aktywne działania, pasje, sporty, podróże... Realizacja większości projektów i marzeń wymaga pieniędzy. Uważam, że trzeba ich mieć na tyle dużo, żeby móc o nich nie myśleć.

Pamiętasz swój pierwszy zarobiony grosz?

P.S.: - Miałem 12 lat, gdy przyszedłem do mamy i zapytałem: "Ile płaciłaś pani, która sprzątała nasz dom?" Zaproponowałem, że ja będę sprzątał za mniej. I zasuwałem, bardzo rzetelnie.

W tym domu byłeś jedynym mężczyzną. Nigdy nie brakowało Ci ojca?

P.S.: - Nie, może dlatego, że nigdy go nie miałem. Mama dała mi wiele miłości, zaangażowania. Musiała być czułą, kochającą mamą i wymagającym ojcem. Musiała gotować obiad i uczyć mnie wbijać gwoździe. Doskonale pogodziła obie role. Wykonała kawał roboty.

Musiało być jej ciężko samej ze wszystkim...

P.S.: - Na szczęście szybko doznałem olśnienia i zobaczyłem, że mama to nie tylko mama, ale też człowiek, który ma uczucia, może być zmęczony, i że warto byłoby jej pomóc. Bo wcześniej byłem upiornym dzieckiem - tupałem, krzyczałem, złościłem się, plułem.

I nawet zaprzyjaźniliście się?

P.S.: - To zasługa jej ciężkiej pracy, mądrości i dyplomacji w wychowaniu. Nawet wtedy, gdy się zachowywałem jak gówniarz, ona traktowała mnie jak partnera. Zawsze pytała mnie o zdanie, opinię. Nigdy niczego nie narzucała, nie kazała, nie zabraniała. Pozwalała mi samemu podejmować decyzje. Szybko nauczyłem się więc, że każda moja decyzja ma swoje konsekwencje. Nigdy też nie było u nas tematów tabu, zawsze mogłem z nią szczerze porozmawiać o wszystkim.

Nawet o tak intymnym temacie jakim jest seks?

P.S.: - Ta delikatna kwestia także nie była przez nią przemilczana. Miałem osiem lat, kiedy przeprowadziła ze mną pierwszą rozmowę o seksie. Narysowała chłopczyka i dziewczynkę, wyjaśniła, co do czego służy i nie mydliła mi oczu bocianami czy kapustą. Potem też były takie rozmowy. Przychodziła do domu: "Widzisz, jest taki etap w twoim życiu, synku, i tak z obserwacji uważam, że powinniśmy poważnie i szczerze porozmawiać".

Opowiedziałeś o pierwszej miłości, pierwszej intymności? Wszystko?

P.S.: - No, może nie tak wszystko, oszczędziłem jej detali. Ale pierwsza dowiedziała się o mojej pierwszej dziewczynie.

Kiedy poczułeś się dorosły?

P.S.: - Było kilka takich momentów. Pierwszy, gdy na osiemnastkę dostałem samochód i pojechałem sam na wakacje. Czułem się wolny, niezależny i dorosły. Po raz drugi - gdy wyprowadziłem się do własnego mieszkania.

Wolność totalna?

P.S.: - Nawet gdy mieszkałem z mamą, nie była ograniczana. Mogłem zapraszać, kogo chciałem, nie było też "godziny policyjnej". Teraz mam więcej ograniczeń - pranie, gotowanie... Kiedyś liczyłem na mamę, dziś jak nie zrobię zakupów, w lodówce będzie światło. I też nie zawsze, bo kiedy zapomnę zapłacić rachunek za prąd, to i światła nie będzie.

B. Biały

(nr 40)

Na Żywo
Dowiedz się więcej na temat: Paweł Staliński | "Taniec z gwiazdami"
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy