Reklama
Reklama

Zofia Merle: Jest szczęśliwa, gdy innym daje uśmiech

Gadatliwa, wszystkowiedząca, nadopiekuńcza. Taka w swych rolach jest Zofia Merle (78 l.). Ale przede wszystkim zawsze sympatyczna i zabawna. Życie nie oszczędziło aktorce jednak bólu. Kilka lat temu zaczęło dokuczać jej zdrowie, a w 2013 roku musiała zmierzyć się z najboleśniejszym ciosem...

60 lat temu po raz pierwszy stanęła na scenie. Zrobiła to z ciekawości i... została na tej scenie do dziś. Tworzy niezapomniane role w najpopularniejszych serialach i filmach. - Jak ktoś się ze mnie zaśmieje, będę szczęśliwa - powiedziała w 2007 roku, gdy pojawiła się w "Rysiu", kontynuacji słynnego "Misia".

Bo do szczęścia nigdy nie potrzebowała wiele. Dramatów wojny nie chce pamiętać. Gdy się skończyła, miała 7 lat. Dzieciństwo spędziła na podwórkach wstającej z gruzów stolicy. Ale w odróżnieniu od wielu koleżanek nie marzyła o scenie, pięknych strojach i sławie. Chciała być... przodownicą pracy! Zawsze trudno jej było usiedzieć w miejscu, musiała być też najlepsza.

Reklama

Miała niespełna 18 lat, gdy znajomi zaciągnęli ją do Pałacyku Zuga. Wiedziała, że przed wojną był tam teatr liliputów. Jego miejsce zajął Studencki Teatr Satyryków. Dziś w tym miejscu mieści się Warszawska Opera Kameralna. Wtedy, przy ówczesnej ulicy Świerczewskiego, zbierało się mnóstwo studentów. Pod hasłem "Myślenie ma kolosalną przyszłość" na scenie królowały ironia i humor. Zofia Merle przekonała się tam, że potrafi bawić jak mało kto.

Twórcy STS-u postanowili to wykorzystać, mimo że ona szykowała się dopiero do matury! - Tak mnie zagadali, że zostałam. Wciągnęło mnie na amen. Myślałam, że skończę na przykład jakąś filologię i pogram sobie w teatrze studenckim. A potem Konrad Swinarski namówił mnie na udział w przedstawieniu. I potoczyło się, i ani się obejrzałam, jak dotarłam do emerytury - wspominała początki kariery.

Pierwszym programem, po którym zebrała olbrzymie brawa, był "Siódmy kolor czerwieni". Miała zaledwie 19 lat i zastanawiała się nad studiami.  Ale STS pochłonął ją aż do 1966 roku. - Nigdy nie ślubowałam aktorstwu wierności. To miało trwać zaledwie chwilę - podkreślała wielokrotnie. Przez to przecież nie zdecydowała się na studia. Eksternistyczny dyplom zrobiła dopiero po wielu latach. Film upomniał się o nią w 1961 roku, gdy pojawiła się w "Komediantach", a 4 lata później w jednym z odcinków "Wojny domowej".

Najważniejszy jednak był teatr. Mimo braku odpowiedniego wykształcenia, dostała angaż w Teatrze Komedia, w którym grała aż do 1990 roku. Uwielbiali ją nie tylko widzowie. To ona tworzyła cudownie ciepłą atmosferę za kulisami. Jej poczucie humoru zachwyciło Stanisława Tyma, z którym poznała się w STS-ie i przyjaźni się do dziś. Przełomowy był rok 1969.

Wtedy powstała komedia "Rzeczpospolita babska", w której zagrała ze swadą sierżant Irenę Molendę. W jednej ze scen filmu spada z rozpędzonego wozu. Zastępuje ją oczywiście młody kaskader ze sztucznym biustem, ubrany w majtki z falbankami, pończochy i buty na obcasach. Pani Zofia była zachwycona. Ale nie umiejętnościami dublera. - Nieważne były te majtki i falbanki. Najistotniejsze, że widać było długie, chude nogi. I to one trafiły do mojego życiorysu! - śmiała się podczas jednego ze spotkań z widzami. - Choć raz miałam długie, chude nogi!

Nie one jednak zwróciły uwagę starszego o 8 lat, pochodzącego z Krakowa aktora Jana Mayzela. Gdy się poznali, nie mógł się oprzeć żywiołowości pani Zofii i jej... opiekuńczości. Potrafiła wyczarować z niczego najpyszniejsze dania, wciąż była uśmiechnięta. Idealna kandydatka na żonę! I mamę, bo wkrótce urodził się im syn Marcin. Wiedziała, jak godzić życie zawodowe i prywatne. W filmach Stanisława Barei: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", "Miś", "Alternatywy 4", "Zmiennicy", bawiła do łez u boku Stanisława Tyma. Urzekała jako pani Stenia w "Klanie".

A w domu była ostoją. - Tyle lat udało mi się przeżyć bez stresów, ambicjonalnej szarpaniny, zawiści i zazdrości. Dlaczego? Bo nie przywiązuję się do ról, samochodów, przedmiotów, ale do ludzi - zdradzała. - To jest największy kapitał. Pewnie dlatego jestem szczęśliwa i zadowolona. W wolnych chwilach szyję płaszcze z gałganów, czytam książki, oglądam filmy i piekę ciasta. Nie znam pojęcia nudy.

16 lat temu na świat przyszedł wnuk Staś, wnosząc jeszcze więcej szczęścia w życie rodziny. Ale potem zamiast śmiać się, łykała gorzkie łzy. Zaczęło dokuczać zdrowie. Coraz rzadziej pojawiała się w teatrze i na ekranie. Cios trudny do zniesienia spadł na nią w 2013 roku. Syn przegrał nierówną batalię z nowotworem. Miał tylko 41 lat...

Rewia
Dowiedz się więcej na temat: Zofia Merle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy