Żona była największą miłością jego życia. Gdy zmarła, pękło mu serce
Mariusz Dmochowski - jeden z najwybitniejszych polskich aktorów XX wieku, znany m.in. z roli Wokulskiego w filmowej adaptacji "Lalki" i hrabiego Barskiego w kultowej "Trędowatej" - był mężczyzną bardzo kochliwym. O jego romansach krążyły legendy... Na potęgę zdradzał żonę, ale zawsze do niej wracał. Zatrzymać go przy sobie nie udało się ani Kalinie Jędrusik, ani Ninie Andrycz, z którymi łączyła go pełna namiętności zażyłość!
Mariusz Dmochowski cieszył się opinią wybitnego aktora i mężczyzny, na widok którego kobiety traciły głowy. Wszędzie, gdzie się pojawiał, otaczał go wianuszek wpatrzonych w niego jak w obrazek pań. Miał szczególną słabość do pięknych aktorek i uwielbiał z nimi romansować nawet na oczach żony - Aleksandry Dmochowskiej, którą nazywał... miłością swojego życia.
Fakt, że ponad wszystko kochał swoją Olę, nie przeszkadzał mu zdradzać jej na potęgę m.in. z jej koleżankami ze stołecznego Teatru Polskiego - Kaliną Jędrusik i Niną Andrycz. Choć obie diwy miały nadzieję na coś więcej niż tylko romansik, Dmochowski w ogóle nie brał pod uwagę, że mógłby zostawić żonę i na dłużej związać się z którąś z nich.
Był studentem pierwszego roku warszawskiej PWST, gdy tuż przed wakacjami spotkał przed dziekanatem uroczą blondynkę, która wydała mu się najpiękniejszą dziewczyną na świecie. Szybko jednak o niej zapomniał, ale kiedy jesienią znów zobaczył ją na uczelnianym korytarzu, uznał, że to przeznaczenie.
"Zakochałem się jak sztubak" - opowiadał.
Na szczęście Aleksandra Krawczyk odwzajemniła jego uczucie i, gdy poprosił ją o rękę, bez wahania powiedziała "tak". Był tylko jeden problem... Kilka miesięcy wcześniej Mariusz poślubił inną dziewczynę!
Żona, gdy wyznał jej, że kocha Aleksandrę, dała mu rozwód. Zaraz potem ożenił się z Olą - cichą, spokojną, nieśmiałą osóbką, która była jego całkowitym przeciwieństwem. Nikt nie wierzył, że im się uda.
"Nasi znajomi uważali, że nie da się pogodzić wody z ogniem" - żartował aktor w wywiadzie dla "Panoramy".
"Ale my wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni" - wspominał.
Niedługo po ślubie Mariusz i Aleksandra powitali na świecie córkę Elżbietę - swe jedyne dziecko.
"Dostawałem rolę za rolą i nie miałem zbyt wiele czasu dla rodziny" - twierdził aktor.
"Moja Ola zajmowała się domem. Zaniedbała karierę i poświęciła się nam. Mnie i naszej Eluni" - przyznał.
Aleksandrze Dmochowskiej nigdy nie zależało na karierze. Zanim zdecydowała się na szkołę teatralną, studiowała anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim i pracowała w Ministerstwie Handlu Zagranicznego. Po ukończeniu PWST dostała angaż w Teatrze Polskim, do zespołu którego należała aż do przejścia na emeryturę w 1990 roku.
"Mam apetyt na dobre role, ale sława w ogóle mnie nie interesuje. Wystarczy, że mam w domu sławnego męża" - wyznała magazynowi "Filipinka".
Była dumna, że idzie przez życie u boku cenionego aktora i reżysera, który także świetnie sprawdzał się jako dyrektor teatru. Sen z powiek spędzało jej tylko to, że należy do partii... Nigdy tego nie akceptowała.
Kiedy Mariusz Dmochowski zasiadał w Komitecie Dzielnicowym PZPR Warszawa-Śródmieście czy przewodniczył obradom Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Aleksandra pracowała społecznie na rzecz Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie i angażowała się w działalność opozycyjną, w którą w końcu wciągnęła także jego.
Rzecznik ostatniego komunistycznego rządu, Jerzy Urban, kpił nawet na łamach "Szpilek", że Dmochowski doznał gwałtownej przemiany i z budowniczego socjalizmu stał się piewcą "Solidarności" na rozkaz żony i... pod wpływem alkoholu.
Mariusz Dmochowski przeżył wielką osobistą tragedię, gdy pod koniec lat 80. ubiegłego wieku jego ukochana zachorowała na raka. Przez dwa lata codziennie modlił się w intencji jej ozdrowienia, a gdy 2 kwietnia 1992 roku odeszła, załamał się. Nie umiał i nie chciał żyć bez Aleksandry. Zmarł cztery miesiące po niej. Jego przyjaciele mówili, że pękło mu serce...