Żona Damięckiego przeżyła koszmar w szpitalu! "20 minut w aucie płakałam"
Paulina Andrzejewska (39 l.), żona aktora Mateusza Damięckiego, przeżyła w poznańskim szpitalu przykrą sytuację. Opisała ją za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Paulina do szpitala przyjechała z zapłakanym półtorarocznym synem Frankiem, który podczas zabawy przewrócił się na piłce i upadł na plecy, uderzając głową o kamieniste podłoże. Pojawił się guz. Postanowiła skonsultować to z lekarzem.
W poznańskim szpitalu czekała ją jednak przykra niespodzianka - lekarka wykonującą zdjęcia rentgenowskie, zdaniem Andrzejewskiej, była wyjątkowo nieprzyjemna. Nie tylko zwracała się do niej po imieniu, ale i krzyczała.
"Pani w rejestracji bardzo miła, potem pani doktor zleciła zdjęcie i dopiero się zaczęło. Na początku nic nie wskazywało, że pani od RTG tak się zachowa. (...) Kazała go położyć i przyciska mu twarz do maszyny. Dziecko zaczyna płakać. Pani krzyczy: 'Mama stanie z drugiej strony, mama, to nie czas na tulenie'" - relacjonuje żona Mateusza Damięckiego.
Później było jeszcze gorzej... Mimo próśb, lekarka nie przestawała krzyczeć.
"Franek zaczyna płakać jeszcze bardziej, nieprzyzwyczajony, ja proszę, by Pani tak nie krzyczała. Pani: 'Bo mama źle trzyma, a ja chcę zrobić dobre zdjęcie'. Nie wiem gdzie Pani się śpieszyła, czemu taka nerwowa, przede mną nikogo nie było, a za nami tylko jedna osoba. Na szczęście okazało się, że wszystko z Frankiem dobrze, ale ja potem 20 minut w aucie płakałam. Już dawno, a w sumie nigdy chyba, tak na mnie ktoś nie krzyczał, ciągle mam wyrzuty sumienia, że w ogóle tam pojechałam i naraziłam dziecko na taki stres" (pis. oryg.).
Co sądzicie o całej sytuacji?
***
Zobacz więcej materiałów: