"Zostaliśmy sprowokowani"
Dariusz Michalczewski (40 l.) tłumaczy się z pijackiej bijatyki na sopockim Monciaku.
Rzecz jasna, wersja wydarzeń boksera winę za wywołanie burdy zrzuca na "obóz wroga".
"Zostaliśmy sprowokowani przez grupę osiłków. Gdy zaczęli mnie wyzywać, odszedłem. Nie chciałem wdawać się w dyskusję, ale tamci goście nie dawali za wygraną, zaczepiali mnie. W mojej obronie stanęli fani. Wtedy w naszym kierunku poleciał stolik" - relacjonuje Michalczewski w dzisiejszym "Fakcie".
Potem Tiger zaczyna plątać się w zeznaniach. Z jego dalszej relacji wynika, że... trafił na pole bitwy tylko po to, by rozdzielić dwie walczące strony!
"Agresywna grupa wdała się w awanturę z jakąś inną ekipą. Wtedy ja próbowałem rozdzielić walczące strony, aż do przyjazdu policji. Wiem, że potem też się coś działo, ale z tym nie mamy już nic wspólnego" - opowiada.
I dodaje: "Dobrze, że spotkała tych gości nauczka".