Życie po śmierci Agaty Mróz
"Gdyby nie Liliana czułbym ogromną pustkę, może zacząłbym kogoś obwiniać, pogrążać się w rozmyślaniach, żalu" - mówi mąż zmarłej siatkarki.
Agata Mróz - Olszewska odeszła 4 czerwca, zostawiając męża i dwumiesięczną wówczas córeczkę Lilianę. O tym, jak wygląda życie po śmierci Agaty opowiedział mąż Jacek Olszewski w rozmowie z jednym z dwutygodników...
"Agata przyśniła mi się raz po śmierci. Najpierw poczułem taki ogromny żal, że jej nie ma i już nigdy nie wróci. A po chwili przyszedł spokój, że mam Liliankę, największy skarb Agaty, nasz cud. Mam dla kogo żyć. Chciałbym, żeby Agata przychodziła do mnie czasem we śnie, podpowiedziała, co mam zrobić" - mówi w wywiadzie dla "Gali".
W wychowywaniu córeczki Jackowi pomaga mama: "Wiem, że zawsze mogę liczyć na rodziców Agaty, rodzeństwo. Ale staram się radzić sobie sam. Cały dzień jestem z Lilianą. Jeszcze z Agatą planowaliśmy, że sami ją wychowamy (...)".
"Pod koniec sierpnia kończy mi się urlop macierzyński, na pewno nie wrócę do pracy na osiem godzin. Nie chcę widzieć małej tylko wieczorami" - mówi.
Jacek przyznaje, że Lilianie chce przekazać wartości, w które wierzył razem z Agatą: "Najważniejsze, żeby była dobrą osobą. Na pewno będzie jej trudno żyć ze świadomością, jak niezwykła była jej mama i że poświęciła dla niej życie". Chce, by córeczka wiedziała, że zawsze była pogodną, ciepłą i uśmiechniętą osobą: "Nigdy się nie załamała, nie poddała, zawsze śmialiśmy się z Agatą, że Liliana będzie śliczna i mądra po tacie, a uparta i silna po mamie. Może proporcje będą trochę inne" - śmieje się.
"Bardzo mi brak Agaty, tęsknie za nią. Ale wierzę, że istnieje coś większego, głębszego niż życie na ziemi i że tam jest Agacie lepiej" - dodaje.