Życie prywatne Sznuka owiane jest tajemnicą. Wnuki nawet nie wiedzą, że jest znany
Tadeusz Sznuk jest znany wszystkim jako prowadzący teleturnieju „Jeden z dziesięciu”. Nie jest on jednak typowym gwiazdorem telewizji, który chętnie dzieli się swoim życiem. Przeciwnie. Co więc wiadomo o jego sferze prywatnej?
O teleturnieju "Jeden z dziesięciu", który na antenie TVP gości już od... prawie trzydziestu lat, w ostatnim czasie znów zrobiło się głośno. A wszystko dlatego, że po raz pierwszy w historii uczestnik, pan Artur Baranowski, odpowiedział na wszystkie pytania.
Twarzą teleturnieju od początku jest Tadeusz Sznuk, który w przeciwieństwie do innych znanych prezenterów, raczej stara się trzymać na uboczu show-biznesu. 80-letni prezenter nie należy też do grona gwiazd, które udzielają się w mediach społecznościowych.
Jedynie z nielicznych wywiadów możemy się dowiedzieć o nim czegokolwiek. Jak więc przedstawia się sytuacja rodzinna? Otóż, Tadeusz Sznuk jest żonaty i ze swoją ukochaną doczekał się trojga dzieci - dwóch synów, którzy są informatykami, a także córki, która z zawodu jest psycholożką. Doczekał się także wnuków, które - jak zdradził kilka lat temu - niespecjalnie wiedzą, że ich dziadek jest popularny. Nie oglądają bowiem telewizji.
Jak wiele osób związanych z telewizją, Tadeusz Sznuk wcale nie skończył dziennikarstwa. Z zawodu jest elektronikiem, jednak tylko przez dziesięć lat pracował w tym zawodzie.
Na początku lat 60. przebranżowił się na reportera i dziennikarza, początkowo głównie radiowego, a propozycja poprowadzenia teleturnieju "Jeden z dziesięciu" przyszła dość niespodziewanie, jednak, jak się okazało, stała się swego rodzaju przełomem w jego życiu zawodowym.
Choć w wieku 80 lat ciągle pracuje, to od dawna jest już emerytem. Na pytanie o to, czy myśli już o emeryturze kilka lat temu w wywiadzie dla Onetu odpowiedział: "Myślę. Co miesiąc, kiedy przychodzi". Ale to nie wszystko. Tadeusz Sznuk hobbistycznie zajmuje się lataniem - został pilotem.
Jak w każdej pracy, także tej w mediach, może się czasem zdarzyć jakaś wpadka. Tadeuszowi Sznukowi także takowa się kiedyś przytrafiła i pamięta ją do dziś. Kilka lat temu opowiedział nawet o niej w wywiadzie.
"Była wyjątkowo durna. Zanim ją opowiem, nakreślę okoliczności - studio telewizyjne jest najgorszym miejscem do oglądania telewizji. (...) Rzadko się śledzi to, co jest na antenie, chociaż od gospodarza programu można by tego oczekiwać. I tak kiedyś zobaczyłem końcówkę filmu, po którym miałem zapowiedzieć następną pozycję. W ostatniej scenie weszli jacyś panowie, kogoś zaaresztowali i wyprowadzili, a potem pobiegły napisy końcowe. Ja, uśmiechnięty, skomentowałem: "Tak oto sprawiedliwość zatriumfowała". A tymczasem był to tragiczny koniec, pokazujący dramat niewinnego człowieka. Co wtedy przeczytałem w listach - bo to było długo przed sms-ami i e-mailem, od widzów, to moje [śmiech]" - wyznał w rozmowie z Onetem.
Zobacz też:
"Jeden z dziesięciu": jak program wygląda od kulis? Tajemnicza zasada
Tadeusz Sznuk ma niezwykle oryginalne hobby. Niewiarygodne, czym się zajmuje
Tadeusz Sznuk: takim zapamiętał go uczestnik "Jeden z dziesięciu"
Tadeusz Sznuk podupadł na zdrowiu? Prowadzący "Jeden z dziesięciu" mocno schudł