Zygmunt Malanowicz długo szukał swojej przystani
Wiele lat zmagał się z uzależnieniem, przez które rozpadły się jego małżeństwa, a kolejna ukochana odeszła. Demony pokonał dopiero po pięćdziesiątce, przy trzeciej żonie.
Pochodzi z Korkożyszk koło Wilna. To właśnie tam przyszedł na świat 4 lutego 1938 r. Zygmunt Malanowicz (80 l.) miał kilkanaście miesięcy, kiedy wybuchła druga wojna światowa i w ten sposób natychmiast skończyło się szczęśliwe dzieciństwo przyszłego aktora.
Po wojnie Wilno zostało wcielone do Związku Radzieckiego. Do Polski Malanowicz i jego rodzina przyjechali z drugą falą repatriantów w 1945 r. Osiedlili się w Olsztynie. Aklimatyzacja nie przebiegła jednak łatwo: musiał zgubić nie tylko charakterystyczny zaśpiew wschodni i rosyjski akcent, którymi przesiąkł w domu, gdzie mówiło się zarówno po polsku, jak i rosyjsku.
Jego ciotka, Maria Malanowicz- Niedzielska, była aktorką, ale to nie dlatego zapragnął zdawać do szkoły teatralnej. Wszystko z powodu objazdowego kina, z którym po Polsce przemieszczała się Armia Radziecka. Mały Zygmunt chłonął te obrazy i zapragnął znaleźć się po drugiej stronie ekranu... Po maturze, zdecydował się zdawać do dwóch szkół aktorskich - w Warszawie i w Krakowie. Do żadnej się nie dostał.
- Tak skończyła się batalia o moje miejsce w życiu, którego szukałem. Tak nastał pusty rok bez perspektyw - mówi Malanowicz. Zatrudnił się jako konwojent w ówczesnym przedsiębiorstwie LAS. Przewoził jagody, grzyby - bywało, że nocował w stogu siana.
Po roku znów zdawał na studia i wreszcie los się do niego uśmiechnął. Dostał się do szkoły filmowej w Łodzi. Był jeszcze studentem, kiedy kolega polecił go Romanowi Polańskiemu, który kręcił film "Nóż w wodzie". Wygrał próbne zdjęcia.
- Za rolę dostałem nawet niezłe pieniądze. Chciałem sobie kupić skuter Vespę, ale w końcu postawiłem na garnitur. Profesor Modrzejewski poradził mi: "Musisz uszyć sobie garnitur, ale taki, żeby miał swój sznyt". Resztą podzieliłem się z matką, ugościłem kolegów - zwierza się po latach.
Ale za ten film został wyrzucony ze studiów, bo zagrał mimo braku pozwolenia. I choć "Nóż w wodzie" zdobył światową sławę, nie podobał się komunistycznej władzy. W efekcie Malanowicz przez siedem lat nie dostał żadnej nowej roli w filmie, co dla początkującego aktora było prawdziwym dramatem. Rękę wyciągnął do niego dopiero Andrzej Wajda, proponując mu główną rolę w filmie "Polowanie na muchy".
W ciągu tych siedmiu lat Zygmunt pracował jednak intensywnie w teatrach w całej Polsce. Wędrowne życie aktora, życie na walizkach, nie sprzyjało budowaniu trwałych związków. Do tego doszło nadużywanie alkoholu. - Zygmunt długo nie umiał ułożyć sobie życia. Jego dwa małżeństwa zakończyły się rozwodem. Wkrótce potem jednak przydarzyła mu się wielka miłość - zdradza nam znajomy gwiazdy.
To było w 1973 r. na planie filmu "Hubal". Malanowicz poznał tam młodszą o 15 lat Małgorzatę Potocką. Natychmiast zwrócili na siebie uwagę, ale pozostali tylko znajomymi. Dopiero dwa lata później, w Leningradzie, na planie filmu "Jarosław Dąbrowski", dali się ponieść uczuciu. Zdjęcia trwały pół roku, a aktorzy każdą wolną chwilę spędzali razem.
- Były białe noce, bar czynny do drugiej nad ranem, trudno było zasnąć, więc w nim przesiadywaliśmy. Czuło się światło, które na nas oddziaływało - wspomina swój romans aktor. W początkującej koleżance pociągała go jej świeżość i otwartość na świat. - Była szalenie ciekawa życia, a przy tym szczera. No i bardzo ładna... - opowiadał po latach. Malanowicz który zdążył się już dwa razy rozwieść, liczył na to, że przy Małgorzacie wreszcie założy rodzinę, o jakiej marzył.
Po powrocie do ojczyzny zakochani uwili gniazdko w mieszkaniu Małgorzaty. Ale odnalezienie się w nowej, jakże mniej romantycznej rzeczywistości, nie było łatwe.
Wyszły na jaw problemy aktora z alkoholem, okazał się bardzo zazdrosny o młodszą ukochaną. Podejrzewał ją o zdrady, zarzucał, że poświęca mu za mało czasu. I choć Małgorzata była nim zafascynowana, z czasem ten związek zaczął jej ciążyć. Dlatego gdy poznała Józefa Robakowskiego, historyka sztuki, operatora filmowego i fotografika, to z nim postanowiła się związać i odeszła od Malanowicza.
Zygmunt długo nie umiał wybaczyć Małgorzacie tego, że go porzuciła, a o swym bólu próbował zapomnieć, pracując bez wytchnienia. Druga połowa lat 70. i lata 80. to okres jego największych sukcesów - występuje dużo w teatrze, kręci filmy. Dobra passa Malanowicza skończyła się w 1989 r., razem z upadkiem komunizmu. Stracił pracę w Teatrze Rozmaitości i nikt nie chciał go przez dziesięć lat angażować do filmu.
Aktor uważa, że była to "kara" zadana mu przez środowisko za to, że występował w filmach Bohdana Poręby, reżimowego reżysera. Nie miał więc środków do życia, nie było przy nim żadnej ukochanej osoby. Nie załamał się jednak. - Pracowałem na Wschodzie. Dla Mosfilmu i wytwórni białoruskiej - wyznaje.
Do Polski wrócił na dobre w 1994 r. Miał dla kogo. Jeszcze w tym samym roku ożenił się z młodszą o dwadzieścia trzy lata Dorotą. Nigdy zresztą nie wyobrażał sobie samotnego życia, bo - jak przyznał w jednym z wywiadów - "zawsze uwielbiał kobiety". Czułość i otwartość - to cechy, których w nich pożąda.
Jaka jeszcze musi być jego wymarzona partnerka? - Powinna być świadoma, że miłość jest ulotna, że mija. Wtedy zostaje czułość, na której można budować wspólne życie - podkreśla Zygmunt.
I taka z pewnością jest jego żona, z którą wreszcie stworzył rodzinę, odnalazł bezpieczną przystań. Męża nazywa pieszczotliwie "Zygmusiem". Jest wielbicielką kotów, leży jej na sercu los zwierząt, a aktor ją w tym wspiera. Tworzą zgrane małżeństwo - w przyszłym roku będą obchodzić srebrne gody.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: