Stenka długo nie mówiła o swoim pochodzeniu. Wszystko z jednego powodu
Danuta Stenka jest dziś uznawana za jedną z najlepszych aktorek i trudno wymienić wszystkie nagrody, jakie ma na koncie. O tym, że zdecydowała się na tę branżę, zadecydował przypadek i... upór jej nauczycielki polskiego. Gwiazda pochodzi z malutkiej wsi. Długo nie mówiła o swoich korzeniach, ale teraz uważa je za swoją dumę i siłę.
Danuta Stenka od lat jest ważną postacią w świecie rodzimego kina. Wystarczy wymienić takie tytuły z jej udziałem, jak "Chopin. Pragnienie miłości", "Nigdy w życiu!", "Nieobecni", czy niedawny "Drużyna A(A)". W przeszłości nie myślała o aktorstwie - do zdawania do szkoły teatralnej długo namawiała ją jej nauczycielka z liceum w Kartuzach.
"Nie zadałam jej pytania, skąd ten pomysł, co ją tknęło. [...] Pamiętam tylko, że na jej lekcjach zazwyczaj wybierała mnie do czytania na głos materiałów pomocniczych - wierszy, fragmentów powieści. Trochę mnie to wkurzało. Chodziłam do klasy matematyczno-fizycznej, a nasz język polski był idealną okazją, żeby sobie nadrobić inne lekcje, a miejsce miałam strategiczne, w ostatniej ławce" - wspominała aktorka w 2012 roku w "Zwierciadle".
Na egzaminy jednak nie pojechała. Po szkole przez rok pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej, do której sama chodziła. Dopiero później, dzięki kuzynowi jej przyjaciółki, który pokazał jej ogłoszenie w gazecie, że Studium Aktorskie przy teatrze Wybrzeże w Gdańsku wznawia nabór - wysłała zgłoszenie. I tak się wszystko zaczęło.
Danuta w wielu wywiadach wspomina, że długo - podczas wyjazdów do większych miast, jak Warszawa czy właśnie Gdańsk - wstydziła się swojego pochodzenia. Urodziła się w Sierakowicach, ale całe dzieciństwo spędziła w pobliskim Gowidlinie, niewielkiej kaszubskiej wsi.
Gowidlino (którego kaszubska nazwa brzmi "Gòwidlëno") nawet dziś nie jest zbyt duże. W 2022 roku było tam zameldowanych 1718 osób. W 2021 roku wyznała, jak pamięta wieś ze swojego dzieciństwa.
"Zostało tam moje serce, rodzinny dom. Gowidlino zmieniło się bardzo od czasów, gdy w nim dorastałam. Wówczas to, z okien naszego domu rozciągał się rozległy, a dziś zabudowany już gęsto widok przez ogród, sad, dziadkowe pole, na jezioro. Miejsce naszych dziecięcych zabaw, latem kąpieli, zimą jazdy na łyżwach. Skutym lodem tak mocno, że ludzie z okolicznych wsi przejeżdżali przez nie saniami [...]. Wspinaliśmy się na pobliską górkę... pamiętam to i tęsknię za tym" - wspomina.
W 2012 roku o swoim pochodzeniu mówiła już z wielką dumą. Opowiada o historii regionu i przyczynie tego, czemu Kaszubi mają tak silny charakter.
"Mój tato urodził się w Gowidlinie, mama też pochodzi z Kaszub, ale z okolic Kościerzyny. Z Kłobuczyna. Jestem więc stuprocentową Kaszubką. Co to znaczy? Kiedy się mówi o góralach, wiadomo, o co chodzi. Silni, zawsze dadzą sobie radę. Myślę, że z Kaszubami jest tak samo. Musieli być dzielni, bo zawsze zmagali się z jakąś łapą, która próbowała ich wyrwać z korzeniami. Musieli bronić swojej kultury, swojego języka" - tłumaczyła.
Kiedyś Stenka podchodziła do tego zupełnie inaczej. Szczególnie na początku swojej dorosłości, kiedy każdemu wyjazdowi do większego miasta towarzyszył strach, że w czymś się ośmieszy, nie będzie wiedzieć czegoś, co dla "miastowych" będzie oczywiste. We wspomnianej rozmowie dla "Twojego Stylu" tłumaczyła:
"Dla mnie, kiedy wyjechałam z domu i trafiłam do miasta, wszystko było pierwsze, nieznane. Musiałam uczyć się wielu rzeczy dla innych zupełnie oczywistych. Trochę to trwało, zanim zrozumiałam, że Gowidlino nie jest moim problemem, ale moim atutem. Dotarło to do mnie jakoś na początku drogi zawodowej, że moje dzieciństwo, wieś, moje korzenie, to wszystko, co mnie uwiera, jest również prawdą o mnie. Z tego się składam. I żeby budować role, wcielać się w innego człowieka, muszę mieć jakiś punkt odniesienia. Więc nie mogę siebie zakłamywać" - wyjaśniła.
Dziś Stenka wraca do Gowidlina, kiedy tylko może. Kilka lat temu wraz z mężem Januszem Grzelakiem postanowiła, że wybudują tam dom. Odwiedza tam też mamę Agatę, dziś już 90-letnią emerytowaną nauczycielkę. A to nie wszystko - jak wyznała w niedawnej rozmowie z magazynem "Pani", wystąpiła w spektaklu "Wòlô Bòskô", określanym kaszubską wersją "Romea i Julii".
Powrót do tego języka to jej osobiste zwycięstwo - zwłaszcza że w dzieciństwie wiele ją kosztowało, by nauczyć się kaszubskiego. Już kiedyś w "Zwierciadle" przyznała, że choć jej brat niemal od początku rozmawiał w tym języku, to z nią koleżanki i rodzina konwersowali po polsku. Ona sama rozumiała więc kaszubski, ale w nim nie mówiła - dopóki nie skłoniło jej do tego szkolne zadanie.
"W siódmej klasie [...] nauczyciel kazał nam się nauczyć legendy Gowidlina w oryginale. W naszej klasie były tylko dwie dziewczyny, które mówiły wyłącznie po polsku, moja koleżanka Mirka i ja. Obie wylądowałyśmy przy tablicy. Język stawał mi kołkiem w ustach, kaleczyłam słowa, a dzieciaki miały niezły ubaw. Wtedy postanowiłam, że będę mówić po kaszubsku. Babcia była moją trenerką" - wspomina aktorka.
W ostatniej rozmowie wróciła wspomnieniami do tych chwil, kiedy ćwiczyła z babcią.
"Na początku bawiła ją moja wymowa: Dzeckó, jak të smieszno gôdôsz!" - cytowała seniorkę, jednocześnie przyznając, że już po krótkim czasie rozmawiały całkiem swobodnie. A teraz sama promuje język swoich korzeni na scenie i w świecie kultury.
Zobacz też:
Danuta Stenka wspomniała o upływie czasu