Nie cichnie afera z Englertami. Meller opowiedział się po jednej stronie
Afera, która rozpętała się wokół rodziny Jana Englerta, jego żony Beaty Ścibakówny i córki Heleny Englert zatacza coraz szersze kręgi. Teraz w sprawie wypowiedział się dziennikarz Marcin Meller, który niedawno przeprowadzał wywiad z młodą aktorką. Jako że sam słynie z ciętego języka, także i tym razem bardzo mocno podsumował całą sprawę.
Rodzina Englertów od dawna działa w branży filmowej. Aktorskie małżeństwo Jana Englerta i Barbary Ścibakówny to nie wszystko. Brat Jana to znany aktor i reżyser- Maciej Englert. Stryjenką Heleny jest Marta Lipińska, a brat stryjeczny to operator filmowy Michał Englert.
Właśnie ta rodzina znalazła się w centrum afery po tym, jak w mediach zrobiło się głośno na temat obsady "Hamleta" w Teatrze Narodowym w Warszawie. Jan - od 2003 roku dyrektor artystyczny tej placówki - w kobiecych rolach obsadził żonę i córkę. Wieści dotyczące "załatwiania" bliskim angażu przybrały na sile, aż wreszcie ostatnio okazało się, że od września nowym dyrektorem warszawskiego teatru zostanie Jan Klata, który do niedawna zarządzał Teatrem Starym w Krakowie.
Po tym, jak w mediach rozwinęła się dyskusja na temat zatrudniania członków rodziny w swoich produkcjach, w sprawie wypowiedziało się wiele gwiazd, nie tylko z aktorskiej branży. Większość osób, jak Justyna Sieńczyłło, Barbara Kurdej-Szatan czy Joanna Kurowska broni młodej aktorki. Inne, jak Kuba Wojewódzki, pozwalają sobie na więcej ironii.
Teraz wywiadu udzielił Marcin Meller, czyli dziennikarz słynący z wyjątkowo wyrazistego stylu wypowiedzi. Sam miał okazję rozmawiać niedawno z Heleną Englert i odniósł się do jej wcześniejszych sukcesów zawodowych. Bo warto zaznaczyć, że córka Jana w świecie filmu obecna jest od dawna. W 2024 roku ukończyła studia aktorskie (specjalność: aktorstwo dramatyczne) w Akademii Teatralnej w Warszawie.
Na małym ekranie pojawiła się już w 2013 roku, a od 2016 roku grała Angelę w "Barwach szczęścia", a na koncie ma też niemałe role w całkiem znanych tytułach, jak "Diagnoza", "Znaki" czy "Pokusa". W 2023 zagrała główną rolę w serialu "Bring Back Alice", a w 2024 pojawiła się w "Algorytmie miłości" oraz "Ślebodzie". W tym ostatnim serialu wcieliła się zresztą we wnuczkę postaci, którą grał... Jan Englert.
W rozmowie z Jastrząb Post Meller wyraźnie stanął po strony Heleny. Przyznał, że Englertówna od lat przejawia ogromny talent aktorski. Zawsze robiła na nim duże wrażenie na ekranie.
"Zrobiła świetne wrażenie i to dużo wcześniej, dlatego że pierwszy raz zaprosiłem ją do siebie do programu bodaj rok wcześniej. [...] Jest w skomplikowanej sytuacji, bo zawsze będzie zbierać za to, że jest córką swojego ojca i matki, w związku z czym musi mieć oczy dookoła głowy. Podziwiam ją za to, jak sobie z tym radzi, jak w bardzo przemyślany sposób mówi to, co mówi. Poza tym jest świetną aktorką i pięknie mówi po polsku" - ogłosił dziennikarz.
Samą aferę związaną z "Hamletem" w Teatrze Narodowym skomentował dosadnie i bardzo ironicznie. Zauważył, że decyzja o takiej, a nie innej obsadzie przyciągnie jeszcze większą uwagę do spektaklu.
"Uważam, że ten skład aktorski jeszcze przyciągnie więcej widzów, niż by było normalnie. [...] Uwielbiam takie sytuacje jako widz, kiedy są jakieś klany aktorskie i następne pokolenie wchodzi do akcji. Był Edward Lubaszenko, potem Olaf Lubaszenko; był ojciec Douglas, później syn Douglas" - wymieniał Marcin.
O osobach, które głośno krytykują Helenę i jej matkę, nie miał dobrego zdania. W jego oczach decyzja Jana opierała się na planowanej, świadomej koncepcji artystycznej oraz emocjonalnej.
"Trzeba mieć w sobie strasznie dużo żółci i toksyn, żeby nie widzieć tego wspaniałego, artystycznego kontekstu, że oto wielki aktor, wielki reżyser, twórca żegna się ze sceną i w tym ostatnim przedstawieniu gra jego młoda córka, wyjątkowo utalentowana aktorka. [...] Mam wrażenie, że niektórym ludziom się po prostu nudzi i muszą utoczyć sobie trochę toksyn" - podsumował.
Zobacz też:
Helena Englert w końcu zabrała głos ws. afery z ojcem