Pamela Anderson przerwała milczenie. Teraz w jej życiu zmieni się wszystko
Pamela Anderson przez dekady była postrzegana tylko przez pryzmat jej wyglądu, figury i apetycznych kształtów. Choć poza "Słonecznym patrolem" zagrała w wielu produkcjach filmowych i telewizyjnych, większość widzów kojarzyła ją tylko z kreacji w charakterystycznym czerwonym kostiumie kąpielowym. Teraz całkowicie zmieniła wizerunek, a świat zaczął wreszcie doceniać ją jako aktorkę.
Zanim Pamela Anderson dostała angaż w serialu "Słoneczny patrol", wystąpiła w kilku innych produkcjach, między innymi w serii "Pan Złota Rączka" i w kilku epizodach "Świata według Bundych". Pracowała też jako fotomodelka. Jednak to rola ratowniczki Casey Jean "C.J." Parker w "Baywatch" przyniosła jej prawdziwą rozpoznawalność.
Sława, którą przyniósł jej ten serial w latach dziewięćdziesiątych, jednocześnie ją jednak zaszufladkowała. Jej nieprzeciętna uroda, "poprawiana" zabiegami, sprawiła jednocześnie, że filmowcy nie dostrzegali tego, co kryje się pod nią. W 2003 roku wróciła do swojej postaci C.J. Parker w filmowej wersji - "Słoneczny patrol. Ślub na Hawajach". Wiele produkcji, w jakich brała udział lub nawet sama współtworzyła, spotykało się z lekceważeniem krytyków.
Jakiś czas temu Anderson postanowiła raz na zawsze zerwać z tym wizerunkiem. W mediach głośnym echem odbił się fakt, że przestała się malować na wydarzenia publiczne, takie jak premiery czy festiwale filmowe. W wywiadach deklarowała, że wreszcie chce po prostu być sobą.
Pamela od lat wiedzie bardzo spokojne życie, z dala od wielkich skandali i głośnych romansów. Mieszka w swojej rodzinnej Kanadzie, gdzie rozwija talent kulinarny. Niedawno wydała książkę kucharską, doczekała się też własnego programu o gotowaniu. W 2023 roku wydała autobiografię - napisaną własnoręcznie, choć nawet jej agenci nie ufali w jej zdolności i radzili, by wynajęła kogoś do tej roli.
Wiele zmieniło się, kiedy na platformie Netflix pojawił się dokument o jej życiu: "Pamela: A Love Story". Zobaczyła go reżyserka Gia Coppola, wnuczka słynnego Francisa Forda Coppoli. Zdecydowała wtedy, że to właśnie Anderson obsadzi w głównej roli swojego kolejnego filmu, czyli "The Last Showgirl", obecnie zbierającego prestiżowe nagrody i nominacje.
W "The Last Showgirl", opowiadającym o losach tancerki rewiowej Shelley, której wraz z wiekiem coraz trudniej panować nad karierą, trudno nie dopatrywać się autobiograficznych powiązań z życiem Pameli. Być może właśnie to sprawiło, że jej gra jest tak autentyczna, a krytycy nie mogą się nachwalić powracającej na wielkie ekrany 57-letniej aktorki.
Film "The Last Showgirl" ma prawdziwie gwiazdorską obsadę. Poza Anderson możemy w nim zobaczyć inną, charyzmatyczną i uwielbianą aktorkę starszego pokolenia, czyli Jamie Lee Curtis. Obie zresztą doczekały się wyróżnień za swoją pracę w tej produkcji, między innymi nominacje do Złotego Globu i nagrody BAFTA oraz Amerykańskiej Gildii Aktorów Filmowych.
"Ta rola była dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Myślałam, że moja kariera aktorska właściwie dobiegła końca. Teraz czuję się aktorką. Wcześniej po prostu robiłam wszystko, co w mojej mocy, ale nie byłam pewna, czy to wystarcza" - wyznała Pamela w jednym z wywiadów.
Nad aktorską kreacją Anderson zachwycają się teraz krytycy z tak poważanych magazynów, jak "The New York Times" i "The Guardian". W tym ostatnim możemy przeczytać, że produkcja Coppoli "całkowicie zmieniła sposób, w jaki postrzega się Anderson jako aktorkę".
Sama zainteresowana planuje teraz rozwijać karierę w teatrze, w spektaklu Tennessee Williamsa. W rozmowie z serwisem France24 deklaruje, że chce udowodnić, że "może zrobić więcej" i nie być utożsamiana z tylko jedną rolą.
Zobacz też:
Pamela Anderson już tak nie wygląda. Zrezygnowała z makijażu
Na Pamelę Anderson czekał 35 lat, ale ich związek trwał zaledwie 12 dni