Amerykański aktor Michael Keaton powróci do rodowego nazwiska. Dlaczego w przeszłości je zmienił?
Michael Keaton, odtwórca roli człowieka-nietoperza w produkcji "Batman" wie jak zwrócić uwagę internautów. W ostatnim czasie, amerykański gwiazdor poinformował fanów, że po pięciu dekadach kariery, zamierza wrócić do swojego pierwotnego nazwiska.
Michael Keaton (właściwie Michael John Douglas) to amerykański aktor i producent filmowy, który zasłynął z ról w takich produkcjach jak: "Night Shift" (1982), "Mr. Mom" (1983), "Beetlejuice" (1988), "Batman" (1989) czy "Spotlight" (2015).
Gdy na początku swojej kariery, gwiazdor zapisywał się w Gildii Aktorów Ekranowych, dokonał zadziwiającego wyboru. By nie być mylonym z synem Kirka Douglasa - Michaelem Douglasem, aktor postanowił diametralnie zmienić swoje nazwisko. W grę nie wchodziła również krótsza wersja imienia - do Gildii należał bowiem Mike Douglas - gospodarz telewizyjnego talk show. Amerykański producent wybrał więc swoje nowe nazwisko - Keaton. Dokonał tego przeglądając książkę telefoniczną.
"Przeglądałem coś - nie pamiętam, czy to była książka telefoniczna. W pewnym momencie stwierdziłem - o, to brzmi sensownie" - wspominał w rozmowie z magazynem "People".
W ostatnim czasie 73-letni gwiazdor zaskoczył swoich fanów, informując o powrocie do rodowitego nazwiska. Miało do tego dojść już przy jednym z ostatnich filmów z jego udziałem, w którym zagrał główną rolę, jednak zapomniał o złożonym postanowieniu.
"Powiedziałem: hej, ostrzegam, że w moim imieniu będzie Michael Keaton Douglas. Ale później całkowicie mi to umknęło, zapomniałem dać im wystarczająco dużo czasu, by to umieścili. Ale tak się wkrótce stanie" - zapowiedział wówczas.
Keaton nie zamierza jednak na stałe porzucić dodanego nazwiska. Od teraz ma być podpisywany jako Michael Douglas Keaton - używając zarówno rodowitego, jak i przybranego nazwiska.
Zobacz też:
Krupa klepała biedę w USA? Niespodziewane doniesienia o celebrytce
Joanna Kulig wystąpi u boku legendarnego Al Pacino. Co za wyróżnienie!
Karolak o dochodach. W Ameryce miałby własną wyspę, a w Polsce pracuje za takie "biedne" stawki