Reklama
Reklama

Anna Mucha wściekła! "W nosie mam boga, honor i ojczyznę. Wolę emigrację!"

Anna Mucha (34 l.) ma dość manifestacji narodowców, którzy co roku zakłócają obchody Święta Niepodległości!

11 listopada od kilku już lat mało komu kojarzy się z radosnym świętowaniem z okazji odzyskania przez Polskę niepodległości.

W mediach dominują za to smutne obrazy pochodów zamaskowanych, łysych kiboli z racami.

Koniec obchodów zazwyczaj kończy się "efektownym" spaleniem tęczy na Placu Zbawiciela (w tym roku na szczęście się to nie udało)!

Anna Mucha ma dość takiego świętowania i na swoim blogu w dosadnych słowach napisała, co o tym wszystkim myśli.

Wspomina też mrożącą krew w żyłach historię sprzed trzech lat, gdy w takich okolicznościach musiała przedzierać się do kliniki położniczej!

Reklama

"Mieszkam w Śródmieściu. Stefania miała urodzić się 11.11.11!

Szczęśliwie wybrała inną datę, bo tego dnia ledwo udało nam się dotrzeć do samochodu zaparkowanego po drugiej stronie kamienicy, w której mieszkaliśmy.

Na Placu Konstytucji starły się trzy patriotyczne siły. Patrioci lewicujący (wśród nich kobiety i dzieci!), patrioci z ONR i patrioci w służbie policji.

Plac zamienił się w jedno wielkie pole bitwy. Kostki brukowe wyrywane z chodnika (!), race, śmietniki, wyrwane barierki i słupki latały w powietrzu.

Był gaz łzawiący, armatki wodne i policyjne pałki.

Były też spalone samochody i uciekający przypadkowi mieszkańcy...

Wiem, bo sama, z wielkim brzuchem uciekałam przed hołotą..." - wspomina Ania.

Swój wpis na blogu kończy bardzo gorzkimi słowami...

"Jeśli patriotyzm oznacza kłótnie i napierdzielankę z okazji 11.11, to ja wolę emigrację. (...)

Moim naczelnym obowiązkiem jest ochronienie moich dzieci, mojej rodziny, moich bliskich.

Za wszelką cenę. I w nosie mam 'boga, honor i ojczyznę!'. Ważniejsze jest to, żeby przeżyli ci, których kocham. " - podsumowuje.

Zgadzacie się z nią?


pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Anna Mucha
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy