"Koło fortuny" ma nowych prowadzących. Robert El Gendy musiał obejść się smakiem
W ostatnich tygodniach sporo spekulowano na temat wymiany prowadzących uwielbianego przez widzów "Koła fortuny". Teraz wszystko stało się jasne. Po ogłoszeniu nowych gospodarzy, Agnieszki Dziekan i Błażeja Stencela, wśród fanów show dało się słyszeć pomruki niezadowolenia. Nie jest tajemnicą, że na funkcję tę chrapkę mieli także i inni znani, bardziej doświadczeni prezenterzy. Swoją porażkę musiał uznać choćby i Robert El Gendy.
"Koło fortuny" to teleturniej z wieloletnią tradycją. Emitowany z przerwami od 1992 r. był już prowadzony przez takie sławy jak Wojciech Pijanowski, Jerzy Bończak, Andrzej Kopiczyński, Paweł Wawrzecki, Stanisław Mikulski i Krzysztof Tyniec. Odświeżonej, zapoczątkowanej w 2017 r. odsłonie przewodzili Rafał Brzozowski i Izabella Krzan. W lipcu 2019 r. wokalista wymienił się miejscami z kolegą po fachu, Norbim, który prowadził "Jaka to melodia?".
Po zmianie rządów w państwie, a co za tym idzie i władz w telewizji publicznej, wiadomo było, że taki stan rzeczy nie potrwa wiecznie. I w końcu wszystko się wyjaśniło. Już w maju przebąkiwano, a teraz oficjalnie potwierdzono, że w jesiennej ramówce w rywalizacji zobaczymy aktora Błażeja Stencela oraz podcasterkę i prezenterkę w telewizji śniadaniowej Agnieszkę Dziekan.
Ponoć 31-latek od razu zauroczył osoby z produkcji. "Zachwycił nie tylko prezencją czy poprawną dykcją, ale przede wszystkim charyzmą i luzem. On ma predyspozycje na świetnego prezentera, który będzie uwielbiany przez tłumy. Gdy pojawił się na castingu, w TVP od razu wiedzieli, że na ich oczach rodzi się nowa gwiazda" - zdradziło źródło Plotka.
Niestety, jak wiadomo w cieniu każdego zwycięzcy stoi przegrany. Tym razem został nim Robert El Gendy.
Prezenter dał się lepiej poznać szerokiej publiczności, gdy kilka miesięcy temu - na fali wspomnianego odświeżania kadry - dołączył do ekipy "Pytania na śniadanie". Poranne pasmo prowadzi wraz z Klaudią Carlos. 46-latek miał jednak większe ambicje. Już pod koniec maja wyjawił, że był mocnym kandydatem w wyścigu o stanowisko prowadzącego "Koła fortuny".
"Byłem brany pod uwagę i bardzo się z tego powodu cieszę, bo czekam tak naprawdę od dwudziestu paru lat - pracując w telewizji - na format, (...) [w którym] mógłbym pokazać siebie i pracować na siebie. Móc swój temperament i charyzmę zaprezentować szerzej. Nie mieć włączonego hamulca wstecznego, tylko być na biegu szóstym albo siódmym i lecieć. (...) Plany były inne... (...) Może będą kolejne propozycje w moją stronę i wtedy z nich skorzystam, jeżeli to będzie coś, gdzie będę mógł się pokazać. To jest najważniejsze" - powiedział prezenter w wywiadzie dla Plotka.
Dzisiaj o tej zawodowej miniporażce mówi ze spokojem. "Byłem na castingu jak wiele innych osób. Fortuna kołem się toczy, to nie jest jedyny program, więc zobaczymy. Aga Dziekan jest moją koleżanką od wielu lat, człowiek, który wygrał konkurs na prezentera [mowa o Błażeju Stencelu - przyp. aut.], też będzie miał możliwość zaprezentowania się szerszej widowni w innym wymiarze, bo jest aktorem. Tym razem mi nie wyszło, ale ja nie robię z tego dramatu, być może jest jakiś inny plan" - zadeklarował gwiazdor w rozmowie z Jastrząb Post.
Przy okazji El Gendy uchylił rąbka tajemnicy na temat przesłuchań do show, które - co zaskakujące - odbyły się nie w studiu, a na greenboksie, który miał skłonić kandydatów do większej kreatywności. Musieli oni poradzić sobie też z hipotetycznymi problemami, które mogą zastać ich na planie.
"Casting wygląda megaciekawie, bo wszystko jest na tzw. greenboksach, czyli wszystko za nami jest na zielono. Musimy sobie wyobrazić, że to wirtualne studio jest tym prawdziwym, gdzieś tutaj jest to koło, które się kręci, gdzieś tam są uczestnicy, którymi są nasi koledzy i koleżanki z grupy produkcyjnej. Wcielają się w role śmiesznych, poważnych lub niewygodnych partnerów do rozmowy tylko po to, żeby sprawdzić naszą umiejętność komunikacji i rozwiązywania różnych sytuacji na żywo" - zdradził rozmówca Jastrząb Post.
Nie chciał jednak powiedzieć, kto jeszcze oprócz niego starał się o posadę. Zresztą zweryfikowanie rywali było dość utrudnione. "Osoby, które organizują casting najczęściej nie chcą pokazywać, kto jest brany pod uwagę, w związku z tym ja widziałem tylko grupę, która była przede mną i tych którzy wchodzili za mną. To byli ludzie, których znałem, poza jedną dziewczyną ze świata miss" - przekazał El Gendy.
Prezenter ma oczywiście kilka teorii, dlaczego jego zgłoszenie ostatecznie zostało odrzucone. "To jest też tak, że mamy partnerkę, więc ja nie wiem, z kim mnie kojarzono. Być może tutaj nie było tej synergii i nie było chemii. Być może gdybym był z Agą [Dziekan], to byłoby inaczej" - spekulował mężczyzna.
Ulubieniec widzów zdaje sobie jednak sprawę, że finalna decyzja zależała od subiektywnej opinii kilkorga ludzi, co do czego nie ma żadnych pretensji. "To wszystko to jest odbiór subiektywny osoby, która ocenia, i weryfikuje to czas. Nie mogę się gniewać na to, że mnie nie wybrali. Jest tyle osób, które o tym marzą. (...) Nie wiem, dlaczego mnie nie wybrali, widocznie komuś pasowała inna koncepcja, a na mnie przyjdzie jeszcze czas" - wyraził przekonanie El Gendy w wywiadzie dla Jastrząb Post.
Żałujecie, że to nie Robert El Gendy zastąpi Norbiego w "Kole fortuny"?
Zobacz też:
"Koło Fortuny" wraca na antenę z nową obsadą. Fani nie kryją niezadowolenia