Małgorzata Hajewska-Krzysztofik była uzależniona. Udało jej się wyjść z nałogu!
Choć jest delikatną kobietą, reżyserzy obsadzają ją w wyjątkowo trudnych rolach, bo jak nikt potrafi oddać psychologicznie skomplikowane osobowości. To przede wszystkim zasługa jej talentu, ale również efekt bolesnych doświadczeń, jakich życie jej nie oszczędzało. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (53 l.), znana z seriali "Pod powierzchnią" i "Wataha" oraz ról teatralnych, dopiero niedawno zdecydowała się opowiedzieć o swoich traumach z przeszłości.
Urodziła się z tzw. szpotawą nóżką. Nosiła ją w łupkach, potem sprawiono jej specjalne buty ortopedyczne. - Masaże stóp. Masażysta był niewidomy, okropnie się go bałam. Strasznie się wycierpiałam przez te nogi - przyznaje aktorka w szczerym wywiadzie.
Dorastała w poczuciu, że jej rodzice bardziej kochają jej starszego brata - w przeciwieństwie do niego była dzieckiem surowo karanym. - Kiedyś ojciec połamał mi na plecach laskę góralską. Za ścianą była babcia, dziadek, wujek. Zajęli się mną dopiero, gdy skończył - mówi.
Do mamy i innych członków rodziny miała żal, że długo w tej sprawie milczeli. - Nie ma nic bardziej upokarzającego niż zaznanie przemocy fizycznej. To jest trauma na całe życie. Podjęłam decyzję, że ja nie będę milczeć. Uczę się rozmawiać o tym z dziećmi - twierdzi aktorka, która jest matką czterech córek.
Ale nie tylko to postanowiła zmienić w konfrontacji z przeszłością. - Jestem w prostej linii uzależniona, bo mój tata był alkoholikiem - stwierdza.
Jej udane, partnerskie małżeństwo rozpadło się właśnie z tego powodu.
"Przez alkohol. Na pewno był to powód numer jeden. Stawał się napędzaczem, rozluźniaczem, wyzwalaczem. Wydłużał dzień i noc, intensyfikował rozmowy, przeżycia. Najpierw nas łączył, a w końcu rozdzielił. Taka jest moja wersja" - analizuje Małgorzata.
"O mało nie zniszczył mi życia. Doszłam do stanu, gdy czułam się jak na filmach katastroficznych, kiedy podczas trzęsienia ziemi walą się domy. Coś takiego działo się ze mną" - dodaje szczerze.
Na szczęście, w wyjściu z uzależnienia pomógł jej nowy partner, którego poznała po rozwodzie. Piotr, wcześniej niż ona, przeszedł podobną drogę i uratował jej życie.
"Mówi mi, że jakbym chciała się napić, to bez względu na porę mam do niego od razu zadzwonić i mu to po prostu powiedzieć. A potem sobie mogę pić. Raz to zrobiłam. Kiedyś za granicą dostałam wiadomość, że mama jest w szpitalu. A tu Francja, wino wszędzie. Dzwonię: 'Piotrek, czuję, że muszę się napić'. A on: 'No, ale co zmienisz? Jak pomożesz mamie tym, że się napijesz? Jeśli krzesło jest połamane, to nie poskleja się od tego, prawda?'. Tak powiedział, i to pomogło" - zwierza się gwiazda.
Aktorka nie pije już od 11 lat. Ale wciąż nosi w sobie poczucie winy.
"Czasem się zastanawiam, o co tu chodzi tak naprawdę. Czy Piotr jest jedyną osobą, która mnie chroni? Że on to moje magiczne zaklęcie i póki jest, to ja się nie napiję? Mam nadzieję, że nie. Że to ja sama jestem silna" - wyznaje.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: