Matka Tomasza Komendy nie mogła powstrzymać łez. Wyjawiła ws. wnuka
Sprawą Tomasza Komendy żyła cała Polska. Niestety niesłusznie skazany mężczyzna zmarł w lutym tego roku, a niedawno ruszyła pierwsza sprawa dotycząca spadku po mężczyźnie. Przy tej okazji ponownie uaktywniła się jego mama, Teresa Klemińska, która nie kryje żalu. Teraz zależy jej już tylko na jednym.
Choć przypadek ten bez wątpienia zapisze się w historii, to na pewno nie złotymi zgłoskami. W wyniku fatalnych w skutkach błędów, których dopuszczono się w trakcie procesu, niewinny Tomasz Komenda został skazany na 18 lat pozbawienia wolności. Kiedy natomiast ją odzyskał, nie potrafił ułożyć sobie życia na nowo. Media szeroko rozpisywały się o jego konfliktach z najbliższymi.
Na domiar złego wkrótce potem mężczyzna poważnie zachorował. Z nowotworem walczył ledwie kilkanaście miesięcy. Jego zmagania zakończyły się 21 lutego bieżącego roku, kiedy 46-latek zmarł.
Obecnie trwa postępowanie dotyczące wielomilionowego spadku po Komendzie, który jest efektem otrzymanego przez niego od państwa odszkodowania. O pieniądze starają się była partnerka, Anna Walter, i opiekujący się nim pod koniec życia brat, Gerard Komenda. Już teraz wiadomo, że sprawa ta nie będzie tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na koniec listopada.
Mocno zaangażowana w losy syna Teresa Klemańska nie była obecna - zgodnie z decyzją sądu - w momencie odczytywania testamentu. Kobiecie wcale nie zależy jednak na rozwianiu wątpliwości w kwestiach finansowych. Pragnie tylko poznać ostatnie słowa ukochanej pociechy.
"Jako matka, która przez lata walczyła o uniewinnienie syna, o jego dobre imię, a przede wszystkim o jego godność, chciałam zapoznać się z jego ostatnią wolą spisaną w testamencie. Niestety nie znam jego treści, a bardzo [mi na tym zależy - przyp. aut.] (...). Nie wierzę, że Tomek nie zwrócił się do mnie, nie zwrócił się do braci, żadnego słowa nam nie zostawił. Ja nie chcę żadnych pieniędzy, nie chcę nic. Tylko chciałabym się z nim pożegnać" - mówiła w programie "Uwaga!".
"Mógłby napisać, że nas nienawidzi, nie miałabym żalu. Naprawdę byłoby mi lżej. A on, jak był milczący, jak był cichy, tak cichutko umarł, sam. W ogóle nie tak to miało wyglądać" - przyznała smutno pogrążona w żałobie matka, która nawet nie zdążyła się pożegnać z potomkiem.
Kiedy w marcu 2018 roku Komenda znów mógł cieszyć się życiem na wolności, wydawało się, że teraz wszystko w końcu będzie dobrze. Mężczyzna zakochał się i wkrótce przywitał na świecie syna.
"Cieszyłam się, że będziemy całą rodziną, z braćmi, z ojczymem. (...) Z początku było fantastycznie z chłopakami. Razem zwiedzali, razem dyskutowali, razem grali w te swoje mecze, było naprawdę cudownie" - wspominała Klemińska w "Uwadze!".
Niestety z czasem ich relacje zaczęły się psuć. Pewnego dnia w 2021 roku, tuż po otrzymaniu dużych pieniędzy, Tomasz po prostu zniknął.
"Nie mogłam się do niego dodzwonić. Szukałam go wszędzie. (...) Czasem ludzie na ulicy mnie zaczepiali i o nim mówili. Odwiedzałam miejsca, w których go widzieli, ale go nie było. On uciekał, jak słyszał, że idę" - wyjawiła kobieta w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Dzisiaj pełna żalu Klemińska nie jest w stanie nawet spotkać się ze swoim wnukiem. Widziała go zaledwie cztery razy, w tym ostatni, gdy ten miał zaledwie trzy miesiące. Przyznaje, że taka wizyta sprawiłaby jej zbyt duży ból.
Zobacz też:
Kulesza niespodziewanie wróciła do śmierci Tomka Komendy. Zdobyła się na chwytający za serce gest
Ujawnili treść ostatniego pożegnania Tomasza Komendy. Takie przesłanie po sobie pozostawił