Piotr Fronczewski: Trauma na całe życie
Choć od tego dramatycznego wydarzenia minęło ponad pół wieku, do dziś pamięta każdą chwilę. Stracił przyjaciela i nic nie mógł zrobić, by go uratować...
Poznali się w 1964 r., na początku nauki w warszawskiej PWST. - Krzyś to był inteligent. Z fantastycznym poczuciem humoru. I bez wątpienia miał ogromny talent - tak Piotr Fronczewski (73 l.) wspominał Krzysztofa Banachowicza w swej biografii "Ja, Fronczewski".
Lata wspólnej nauki sprawiły, że zaprzyjaźnili się. Po trzecim roku postanowili wyjechać razem na Mazury do Starych Jabłonek. Zamierzali odetchnąć, porozmawiać o dziewczynach i napić się wódki.
- Zamieszkaliśmy w ośrodku wczasowym nad jeziorem, miejsce załatwił nam chyba tata Krzysia - wspominał Fronczewski.
We wrześniowe popołudnie Piotr i Krzysiek wsiedli do kajaka, by popłynąć na drugą stronę jeziora. Bez przeszkód dotarli na miejsce i poszli na spacer po lesie. Szczęście opuściło ich w drodze powrotnej.
- Może czterdzieści metrów od brzegu - wywrotka. Jak do niej doszło, nie pamiętam. Bez żadnych harców, byliśmy trzeźwi, dopiero na wieczór planowaliśmy jakąś buteleczkę - wyjawił aktor.
Kajak prawie natychmiast poszedł na dno. Oni byli ubrani w jesienne swetry, kurtki i buty, które nasiąkały i krępowały im ruchy. Nagle Krzysztof zniknął.
- Po prostu przepadł. W jednej chwili go widziałem, a zaraz potem zostały już tylko kółka na wodzie. Żadnej paniki, krzyków, żadnej rozpaczliwej szamotaniny... - przywoływał te dramatyczne chwile artysta.
Bez wahania zanurkował, próbując ratować przyjaciela. - Zanurzyłem się jeszcze kilka razy. Bez skutku. Ani śladu Krzysia. Nie miałem szans, by cokolwiek zrobić. Byłem w szoku. Nie potrafiłem się zorientować, gdzie jest brzeg. Zacząłem panikować - opowiadał.
Nie pamięta, jak długo płynął. Gdy poczuł grunt pod nogami zaczął wzywać z całych sił pomocy, alarmując pobliski ośrodek. Milicja zarządziła poszukiwania Krzysztofa, ale szybko zapadła noc i akcję trzeba było przerwać.
- Czułem się... Odrętwiały. Otępiały. Sparaliżowany grozą - po latach te wspomnienia wciąż są dla niego bolesne.
Następnego dnia z samego rana odnaleziono ciało Banachowicza.
- To było... Brak mi słów. Sekcja zwłok wykazała później, że Krzyś doznał zawału serca, prawdopodobnie ze stresu po wywrotce - mówił aktor, który nigdy nie zapomniał też powrotu z Mazur nyską, w której razem z nim i ojcem zmarłego jechała także trumna z ciałem.
- Stała tam, pośrodku ładowni, niczym podłużny stół. Przez całą drogę do Warszawy siedzieliśmy naprzeciwko siebie z tatą Krzysia, trzymając się za ręce oparte na trumnie. W milczeniu - wyjawił.
Krzysztof Banachowicz spoczął na warszawskich Powązkach. Zrozpaczony aktor po pogrzebie złożył ojcu przyjaciela ważną przysięgę.
- Gdy się uspokoiłem, podszedłem do pana Antoniego i obiecałem mu, że będę się za Krzysia modlił do końca życia - zdradził Fronczewski.
I wywiązuje się z tego do dziś. Ilekroć jest na Powązkach, odwiedza grób, w którym teraz leżą już też rodzice Krzysztofa.
***
Zobacz więcej materiałów z życia gwiazd: