Szapołowska o przegranej z Englertem
Grażyna Szapołowska (59 l.) przegrała proces o przywrócenie do pracy w Teatrze Narodowym po tym, jak dyscyplinarnie zwolniona została przez dyrektora Jana Englerta.
Aktorka 9 kwietnia nie stawiła się na spektaklu "Tango" - w tym czasie uczestniczyła w nadawanym na żywo show "Bitwa na głosy". Englert uznał, że dla Szapołowskiej ważniejszy okazał się występ w telewizji, co - jego zdaniem - jest niezgodne z etyką.
Gwiazda poczuła się pokrzywdzona, dyskryminowana i skierowała sprawę do sądu, twierdząc, że w placówce państwowej nie powinno się stosować kryteriów "równy i równiejszy". Nawiązała tym samym do roku 2008, kiedy Beata Ścibakówna, żona Englerta i pracownik Teatru Narodowego, biorąc udział w programie "Gwiazdy tańczą na lodzie", dostała zezwolenie na chałtury w programie telewizyjnym.
Sąd uznał jednak, że dyrektor teatru, zwalniając aktorkę dyscyplinarnie, nie złamał prawa pracy, tym bardziej że wcześniej nie wyraził zgody na jej telewizyjne występy.
Proces był głośny, skupiający uwagę licznych mediów - naprzeciwko siebie stanęły dwie aktorskie megagwiazdy. Dziś Szapołowska nie kryje rozżalenia...
"Jest mi przykro, bo ten wyrok utwierdził mnie w przekonaniu, że rację zawsze ma dyrektor, a nie pracownik" - mówi "Twojemu Imperium".
"Wstępując na drogę sądową, wierzyłam, że uda mi się udowodnić, iż pracownicy placówki publicznej, jaką jest Teatr Narodowy, nie są równo traktowani. Że jedni mogą mieć zapewnione zastępstwa, a inni nie. To był mój protest. Niestety, przegrałam, ale nie jest wykluczone, że złożę apelację".