Reklama
Reklama

To jeden z jego największych hitów. Wodecki nie znosił tego przeboju

Zbigniew Wodecki skradł serca polskiej publiczności za sprawą taki przebojów jak "Lubię wracać tam, gdzie byłem", "Zacznij od Bacha" czy "Pszczółka Maja". Miał jeszcze jeden utwór uwielbiany do dzisiaj przez fanów. Co zaskakujące, on sam nie pałał do tego hitu sympatią do tego stopnia, że nawet unikał grania go na koncertach. Domyślacie się o jakim utworze mowa?

Aż trudno w to uwierzyć. Minęło już siedem lat

Aż trudno w to uwierzyć, ale w tym roku minęło już siedem lat od śmierci Zbigniewa Wodeckiego. Fani wciąż o nim pamiętaj i słuchają, a na jaw wychodzą kolejne nieznane fakty o jego legendarnej karierze. Dzięki filmowej biografii artysty "Lubię wracać tam, gdzie byłem", opowiedzianej poprzez wspomnienia zaprzyjaźnionych z nim osób, poznaliśmy sporo zabawnych anegdot. Choćby to, że muzyk tak dużo koncertował, by zarobić na rodzinę, że gdy wracał do domu, jego syn wołał do mamy, mówiąc, że przyjechał ten pan, co śpiewa "Pszczółkę Maję". 

Reklama

Za sprawą autobiografii Andrzeja Kosmali, który był na amerykańskich koncertach Zbigniewa Wodeckiego, dowiedzieliśmy się niezwykle zaskakującej rzeczy. Mało kto wie, że Wodecki nie znosił jednego ze swoich największych hitów

Zbigniew Wodecki nie znosił "Chałupy welcome to". Wcisnęli mu go na siłę

"Chałupy welcome to" (sprawdź) to być może największy przebój Zbigniewa Wodeckiego. Do dziś jest grany na różnych festynach, rodzinnych imprezach oraz weselach. Okazuje się, że muzyk nie pałał do tego utworu taką samą sympatią, jak jego fani. Wyjawił to Andrzej Kosmala, który prowadził jeden z koncertów artysty w Stanach Zjednoczonych. 

"W Chicago ustalamy repertuar, a on stawia na nagrodzoną piosenkę opolską oraz wszystkie swoje kompozycje z "Izoldą" na czele, ale odmawia śpiewania "Chałupy welcome to". Mówię do niego: "Zbyszek! Niezależnie od tego, jaki jest twój stosunek do walorów artystycznych tej piosenki, nie wyobrażam sobie, żebyś tutaj w Chicago jej nie zaśpiewał". A on uparty Krakus! Nie zaśpiewa" - zaczął opowiadać w swoje książce biograficznej Kosmala.

Publiczność nie odpuszczała, więc Wodecki miał wrócić na scenę i po siedmiu próbach znalezienia odpowiedniego podkładu przez inżyniera dźwieku, zaprezentował spragnionym przeboju słuchaczom "Chałupy welcome to". To zdarzenie tak bardzo zaskoczyło Kosmalę, że gdy wrócił do Polski i spotkał się z kompozytorem hitu, nie mógł się powstrzymać. Musiał się upewnić, czy Zbigniew naprawdę nie lubi tej piosenki. Ponoć twórcy i impresariat wcisnęli mu ten utwór na siłę, przekonując go, że musi nagrywać takie melodie, by czynnie uczestniczyć w zmianie muzycznej, która wtedy zachodziła w kraju. To był jedyny raz. 

"Po powrocie do kraju opowiedziałem o tym zdarzeniu kompozytorowi "Chałup", Ryszardowi Poznakowskiemu. A on: "Niestety, Zbyszek wstydzi się tego utworu". Napisał dla niego podobne, ale wszystkie odrzucił" - podsumował Kosmala. 

Zobacz materiał promocyjny partnera:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

ZOBACZ TEŻ: 

Wodecki utrzymywał, że jest wierny żonie. Po latach na światło dzienne wyszły informacje romansie

Po latach ujawniła, co ją łączyło z Wodeckim. To nie były plotki

Wodecki zaśpiewał w Sopocie. Zachwycający koncert na zakończenie festiwalu

pomponik.pl
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Wodecki | Ryszard Poznakowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy