Reklama
Reklama

Alina Kamińska wraca pamięcią do czasów górskiego wypadku. Tak wyglądały pierwsze chwile po udarze. "Brakuje słów"

Alina Kamińska, jedna z gwiazd krakowskiego Teatru Bagatela opowiedziała o dramatycznym wypadku w górach, który na zawsze odmienił jej codzienność. W jednym z najnowszych wywiadów przyznała, że wraca do zdrowia, a doświadczenie sprawiło, iż poczuła kolejną szansę na życie.

Alina Kamińska to absolwentka krakowskiej PWST, od lat 90. związana z Teatrem Bagatela. To tam zagrała rozmaite role - wystąpiła w dramatach de Moliny, Czechowa, Jerofiejewa, Wyspiańskiego, Witkacego czy Gombrowicza. Pojawiła się także w kilku produkcjach kinowych i telewizyjnych -  "Miasto 44" czy "Mój biegun". Co więcej, jest lektorką filmów przyrodniczych oraz podkłada głos w grach komputerowych dla Amadeusz Studio.

Alina Kamińska wspomina wypadek w górach: "Brakuje słów, by to dokładnie opisać"

Na początku roku, podczas zimowej wyprawy, życie aktorki zatrzymało się w miejscu - dostała silnego bólu głowy, pleców i karku. Przewieziono ją do szpitala w Bielsku-Białej i tam postawiono diagnozę - udar. Przez tydzień celebrytka utrzymywana była w śpiączce farmakologicznej, a później konieczna była kosztowna rehabilitacja. Po kilku miesiącach od wypadku, Kamińska udzieliła osobistego wywiadu dla "Radia Kraków", w którym wróciła pamięcią do przykrych zdarzeń.  

Reklama

"Tak, stało się to na Pilsku, gdzie byłam na skiturach i planowałam zdobyć szczyt. W momencie, kiedy zeszłam z orczyka i puściłam jego uchwyt, wszystko się zaczęło. Brakuje słów, by to dokładnie opisać. Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłam, gdy poczułam, że jest bardzo źle, ponieważ zawsze byłam zdrową osobą, było zadzwonienie do Gosi. To był pierwszy telefon. Gosia była ze mną od samego początku" - wyznała.

Po telefonie do przyjaciółki - fizjoterapeutki Małgorzaty Rodzeń, aktorka natychmiastowo zeszła do schroniska. Poinformowała ludzi o swoim samopoczuciu i oczekiwała na przybycie ratowników z GOPR-u.

"Zejście nie było łatwe, ponieważ byłam blisko szczytu. Musiałam dotrzeć do schroniska, żeby miało to sens i przez chwilę przebywałam tam z udarem. Szybko powiedziałam ludziom obok mnie, że potrzebuję pomocy. Moja pamięć nie jest tutaj doskonała. Pamiętam przybycie GOPR-owców, powiedziałam im, jak źle się czuję, straciłam przytomność, a potem tylko pamiętam moment z helikoptera, który zabierał mnie do Szpitala Wojewódzkiego w Bielsku-Białej" - dodała.

Fizjoterapeutka radzi. To najważniejsze w rehabilitacji po udarze

Po udaniu się na blok operacyjny, Kamińska utrzymywana była przez tydzień w śpiączce. Nie mogła samodzielnie oddychać i konieczne było podjęcie szybkiej rehabilitacji. Z pomocą przyszła córka, która natychmiast uruchomiła zbiórkę na jednym z portali

"Z całego serca proszę o pomoc w uzbieraniu potrzebnej kwoty na rehabilitację mojej mamy. Każda złotówka to ważna cegiełka dołożona do zapewnienia jej koniecznej, specjalistycznej pomocy. Każdemu dziękuję za ofiarowane dobro i wsparcie!" - pisała wówczas córka Ola.

Zbiórka zakończyła się pomyślnie i zebrano w niej całość kwoty - ponad 200 tys. złotych. Fizjoterapeutka Małgorzata Rozeń w wywiadzie dla "Radia Kraków" dodała, że kluczowy jest tutaj czas. Rehabilitacja osoby po udarze powinna rozpocząć się tuż po opuszczeniu systemu leczenia.

"Rozpoczęcie rehabilitacji powinno nastąpić bardzo wcześnie. Istnieje okres biologicznej ciszy, podczas której pacjent nie jest rehabilitowany, ponieważ jest to czas ratowania życia. Jednak później pacjent powinien opuścić system leczenia i przejść do następnego etapu, którym jest szybkie rozpoczęcie rehabilitacji" - podkreśliła.

Obecnie Alina Kamińska powoli wraca do zdrowia. Rozpoczęto rehabilitację, która pomału pomaga jej wrócić do dawnej formy. 

"Dostałam drugie życie" - podsumowała.

Zobacz materiał promocyjny partnera:
Halo! Wejdź na halotu.polsat.pl i nie przegap najświeższych informacji z poranka w Polsacie.

Zobacz też:

Rozdzierający serce apel córki Aliny Kamińskiej. Ruszyła zbiórka pieniędzy

Wielu bagatelizuje te pierwsze objawy tętniaka. Orman też dała się zwieść

Jan Englert: Diagnoza lekarzy brzmiała jak wyrok. Nieoperacyjny tętniak aorty. "Umrę zdrowy"

 

pomponik.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Polecamy