Beata Tadla przerwała milczenie ws. pracy w TVP. "Ludziom się wydaje..."
Kilka miesięcy temu Beata Tadla dołączyła do ekipy programu "Pytanie na śniadanie". Dla prezenterki to nie pierwszyzna - przed laty miała już okazję prowadzić pasmo poranne. W najnowszym wywiadzie wyznała, jak ocenia pracę w śniadaniówce i jak, niekiedy błędnie, postrzegają ją niektórzy widzowie.
W trakcie swojej kariery zawodowej Beata Tadla najpierw związana była z rozgłośniami radiowymi, a później kolejno TVN-em i Telewizją Polską. W lutym tego roku po ośmioletniej przerwie powróciła do TVP, by wraz z Tomaszem Tylickim, którego zresztą wcześniej nie znała, poprowadzić "Pytanie na śniadanie". Dla dziennikarki nie jest to zupełnie nowe zadanie. Od grudnia 2012 do czerwca 2013 przez parę miesięcy była gospodynią poniedziałkowych wydań "Kawy czy herbaty?".
Gwiazda niezwykle ceni sobie możliwość bycia szczerą i autentyczną. Ważne jest dla niej okazywanie prawdziwych emocji na ekranie, a nie przywdziewanie sztucznego uśmiechu. Nie każdy uznaje to jednak za normę.
"Bycie sobą w telewizji może nie dla wszystkich jest oczywiste, ludziom się wydaje, że my wkładamy jakąś maskę. (...) To jest nieprawda, my się tymi wszystkimi historiami bardzo, bardzo przejmujemy. Bardzo mi się podoba to, że my tutaj nie boimy się emocji. Jeśli jest historia, która wzrusza, to my się też wzruszamy, jeśli jest historia, która rozśmiesza nas do łez, to się nie boimy pokazać tych łez" - mówiła agencji Newseria.
Tadla przyznała, że praca w śniadaniówce jest dla niej samej niezwykle rozwijająca. Nie dość, że prezenterka wciąż poszerza własny zasób wiedzy i praktykuje empatię, spotykając się z najróżniejszymi gośćmi, to jeszcze niekiedy ma okazję spróbować swoich sił w aktywnościach, którymi nie zajmuje się na co dzień. Ramy programu są dość elastyczne i pozwalają też na dzielenie się doświadczeniem.
"Najbardziej lubię, jak pokazujemy dystans do siebie, że mamy poczucie humoru; jak testujemy się niekiedy, wrzucając jakieś słowne haczyki, i czy ta druga strona to złapie. Mamy też kody, które są znane tylko nam" - wyjawiła.
Mimo stosunkowo lekkiej formuły formatu Tadla świetnie zdaje sobie sprawę z misji, jaką ma on do wypełnienia.
"Nie jesteśmy programem newsowym, żeby opowiadać o tym, co się wydarzyło w kraju czy na świecie, ale jesteśmy programem, który reaguje na te wydarzenia tak, żeby widz jak najwięcej z tej ważnej sytuacji zrozumiał i jak najwięcej wyniósł. Bardzo lubię to, że możemy przeprowadzać widzów przez wszystkie zawiłości i meandry świata i odpowiedzieć na ich pytania tak, jakbyśmy byli ich rzecznikami" - wytłumaczyła Newserii.
A celebrytka wie, o czym mówi. W przeszłości współprowadziła przecież "Fakty" w TVN-ie, a później przez kilka lat była gospodynią głównego wydania "Wiadomości" w TVP1. Obecnie sprawowana przez nią rola zapewne przyniosła jej pewnego rodzaju wytchnienie.
Tadla skrzętnie skorzysta ze swobody, jaką daje pasmo poranne. Nie tak dawno widzowie mieli okazję wysłuchać jej śpiewu stylizowanego na Marilyn Monroe czy zobaczyć jej zupełnie szczerą ekscytację rozmową z interesującym gościem, który jednak finalnie nieco ją "zgasił".
Sam powrót do TVP po dłuższej przerwie był dla niej dużym przeżyciem.
"Kiedy weszłam do budynku przy Woronicza pierwszy raz po tych ośmiu latach, to miałam taki ściśnięty żołądek i byłam wzruszona. A potem, kiedy na korytarzach zaczęłam spotykać ludzi dawno niewidzianych, którzy też wracają, to czułam się, jakbym miała codziennie zjazd klasowy" - przyznała w marcowej rozmowie z Jastrząb Post.
Zobacz też:
Beata Tadla trzeci raz wyszła za mąż. Nie do wiary, jak poznała ukochanego
Beata Tadla na długo zapamięta tę galę Telekamer. Musiała gęsto się tłumaczyć
Beata Tadla nie wygląda już tak jak kiedyś. Dziennikarka przeszła zaskakującą metamorfozę